Na nocleg w tej chacie szykowałem się już od dawna, fajny klimat i całkiem niezłe i tanie jedzenie mocno zachęcało. No i nie zawiedliśmy się. Słynne omlety z jagodami były na wysokim poziomie (choć może nieco tłustawe) a piwo zimne, czyli wszystko ok. Miejsce do spania się też znalazło (ale na przyszłość polecam jednak korzystanie z własnego śpiwora, miejscowe braki prądu i wody dają sie chwilami odczuć w pościeli ;)).Rankiem właściciele schroniska postanowili zadbać o zapas energii na dalszą drogę i uraczyli nas ogromną porcją jajecznicy na boczku (choć jak póĹşniej się okazało nie był to najlepszy pomysł przed biegiem na nartach).
Kolejny dzień spędziliśmy trochę bardziej sportowo niż pierwszy. Pełni sił lecieliśmy na nartach jak burza, z krótkimi przerwami na rozpięcie kurtki (my) i wytarzanie w śniegu (pies). Pogoda dopisywała przez cały czas, prawie Alpy… Tym razem machnęliśmy jakieś 20km, co w połączeniu z dużo większym tempem, dało się odczuć (braki w treningu i plecaki też dodały swoje trzy grosze). Zmęczeni i z nadzieją na kolejny wyjazd za tydzień, zakonczyliśmy ten weekend. Za fotki w galerii dziękuję Wieszczykowi, Sebo i sobie.