Szykowaliśmy się na ten wyjazd już od dłuższego czasu, Ania i ja oraz zaprzyjaĹşniona parka Gosia i Maciej. Plan powstał dawno, w odpowiedzi na potrzebę 100% luzackiego wypoczynku (od dobrych kilku lat wakacje spędzaliśmy pracując, trenując, startując bądĹş męcząc się w jakiś inny sposób 😉 ). Teraz nastał czas na leniwe zwiedzanie zakrapiane lokalnymi specjałami.
Plany, planami ale i tak szczegóły dopinaliśmy w ostatniej chwili, w pociągu. Wyrocznią dla mnie był Maciej, który był już kilka razy na Ukrainie, z czego raz na Krymie. Wariant dojazdowy wybraliśmy chyba odpowiedni (a na pewno tani), Pierwszy odcinek to pociąg Poznań – Przemyśl (jak się póĹşniej okazało najbardziej męcząca część trasy, większą część spaliśmy pod stołami w Warsie), następnie busik do granicy. Na granicy moje pierwsze spotkanie z Wschodem – stoimy w tłumie „mrówek”, kolejka służy chyba tylko po to żeby można się było gdzieś wepchnąć… Na szczęście pogranicznicy nie byli za bardzo dokładni i przejście minęło całkiem sprawnie (kilkadziesiąt minut). Dalej znów busik, tym razem do Lwowa.
Pierwsze kroki w mieście Lwa skierowaliśmy na dworzec, zająć się biletami na dalszą część podróży. Słyszałem mieszane opinie na temat dostępności miejsc w pociągach Lwów – Symferopol i należało się jak najszybciej przekonać kto miał rację. Niestety prawdziwa okazała się pesymistyczna wersja – najpopularniejsze połączenia były wykupione na wiele dni w przód i pozostało nam tylko połączenie przez Kijów. Ale nie ma tego złego, Kijów też warto zobaczyć. Kupiliśmy tylko w jedną stronę, licząc na więcej szczęścia na Krymie Zakupiliśmy więc co trzeba i ruszyliśmy „na miasto”. Nie będę się za bardzo rozpisywał jak minął nam czas we Lwowie, bo nie ma za bardzo o czym. W ciągu dwóch dni zwiedziliśmy standardowe
Miejsca w pociągu mieliśmy w wagonie „plackartnym” czyli bezprzedziałowym sypialnym z miejscówkami. Niestety sprawdziły się opisy podróży po Ukrainie – niechęć do otwierania okien i świeżego powietrza jest tam powszechna, a nawet jeśli nie to zabite gwoĹşdziami okna nie ułatwiają tej czynności. Dzięki temu mieliśmy gratis saunę. Na szczęście odpowiednia porcja piwa zakupiona w Kijowie pozwoliła nam w miarę wygodnie przetrwać tę drogę (12 godzin).
Kijów, a właściwie ścisłe centrum ze słynnym Majdanem Niezawisłości, zwiedziliśmy w mocno ekspresowym tempie, mając tylko kilka godzin do następnego pociągu. Może jestem nieczuły na artystyczny urok Lwowa, ale za to byłem naprawdę zdumiony „wielkomiejskością” Kijowa. Monumentalne budynki (ze sterczącymi wszędzie klimatyzatorami) i ekskluzywne samochody przypominały mi bardziej Nowy Jork niż dawne radzieckie tereny. Z Kijowa mieliśmy już bezpośredni pociąg do stolicy Republiki Krymu (Krym jest bardzo mocno niezależny od reszty Ukrainy, za to wszędzie widać tam wpływy Rosjan).
Symferopol przywitał nas pochmurną pogoda i jak zwykle kłopotami z biletami. Okazało się, że bilety powrotne (dwa tygodnie wcześniej) są praktycznie nie do dostania. Sytuację uratował znajomy, który zaprowadził nas do „mafijnej” kasy lux gdzie za dodatkową opłata billety się cudownie znalazły. Co prawda jakimś objazdem (przez Dniepropietrowsk) ale zawsze to już coś. Pierwszy krymski dzień spędziliśmy leniuchując u znajomych i słuchając opowieści o okolicach.
Są różne warianty zwiedzania Krymu, ale zasadniczo sprowadzają się do wybrania kierunku zwiedzania wybrzeża – z zachodu na wschód czy na odwrót. My wybraliśmy ta drugą opcję i udaliśmy się do Sudoku. Dość szybko okazało się, że nie był ton najlepszy wybór, zamiast milej plaży i egzotycznych ruin zastaliśmy rosyjski kurort, pełen śmieci i nowobogacki wczasowiczów. Tak więc dzień minął na jedzeniu (to się udało – tak dobrych czeburieków jak w knajpie przy drodze na plażę nie jadłem już potem) i zwiedzaniu genueńskiej twierdzy. Twierdza – trzeba przyznać imponująca, ale zawalona też imponującą ilością śmieci…
W trakcie całego dnia nie zajmowaliśmy się za bardzo kwestią noclegu, licząc że „jakoś to będzie”. Wg naszego przewodnika (wyd. Bezdroża) pod twierdzą było niezłe miejsce do noclegu pod chmurką, więc byliśmy spokojni. Rzeczywistość oczywiście nas nie zawiodła i była zupełnie inna…
4 odpowiedzi na “Podróż na Krym”
Byłam na Krymie, podróżowałam na trasie Lwów-Kijów-Eupatoria takim samym pociągiem, jak Ty. Niezapomniane wakacje! Chyba najlepsze i najciekawsze w moim życiu. Muszę jeszcze wrócić na Krym.
dobrze by tam było jeszcze kiedyś wrócić… Tyle tylko, że patrząc na tempo zmian to już na pewno nie będzie to samo miejsce
Też marzy mi się powrót.
Zakochałam się w Krymie.:)
My zaczęliśmy ostatnio jeĹşdzić do Rumunii, właśnie wróciłam z drugiej takiej wyprawy. Polecam Ci serdecznie, naprawdę niezapomniane wrażenia. Rumuni są bardzo serdeczni, bezinteresownie zapraszają do swoich domów, na obiad, na palinkę (bimber;)), bardzo chętnie pozują do zdjęć. Zdarzyło nam się, że gospodarz ubił dla nas jagnię i przyrządził.:) Rumunia nie jest jeszcze skażona turystyką, a góry jakie piękne! POlecam!!
Witam.W tym roku w czerwcu byłam wraz z mężem na Krymie ‚pojechaliśmy własnym samochodem /klimatyzacja wielce wskazana/Droga w jedną stronę zajęła nam dwa dni.Taka wyprawa jest trochę ryzykowna ponieważ Ukraińcy jeżdżą bardzo szybko i stwarzają wiele niebezpiecznych sytuacji na drodze.O dziwo mimo dużej ilości patroli milicyjnych na drogach raz tylko byliśmy zatrzymani za przekroczenie prędkości , zapłaciliśmy do kieszeni milicjanta 50 hrywien.Ukraińscy kierowcy są względem innych kierowców naprawdę solidarni i ostrzegają się wzajemnie przed obecnością milicji. Przed wyjazdem zrobiłam plan podróży i spis wszystkich ciekawych miejsc więc przez dwa tygodnie pobytu na Krymie nie mieliśmy chwili aby się nudzić .Ludzie są serdeczni , chętnie wskazują drogę ‚z porozumiewaniem się nie mieliśmy najmniejszych problemów bo dość dobrze rozmawiam po rosyjsku.Mimo to Ukraińcy od razu wyczuwają obcokrajowca i wtedy ceny np za noclegi są wyższe niż dla obywateli z krajów byłego ZSRR.Nie spotkaliśmy się nigdzie na Krymie z sytuacją że ceny biletów wstępu są dwukrotnie wyższe dla obcokrajowców /a tak jest np na Białorusi/.Krym zachwyca pięknem przyrody i bogactwem zabytków , my bardzo dużo zwiedzaliśmy więc wygodne sandały są nieodzowne. To magiczne miejsce do którego marzę aby pojechać jeszcze raz .Uwaga dla planujących wyprawę na ten półwysep – wcale nie jest tam tak tanio jak pisze wielu internautów . Chętnie odpowiem na ewentualne pytania.