Ĺťeby nie było za różowo, już od samego początku robiliśmy z Remikiem wszystko żeby przypadkiem nie zdążyć na start zawodów. Koniec końców, nam nie wyszło i stanęliśmy na starcie dość punktualnie (mieliśmy nawet jakieś 5 minut zapasu, ale za to nie mieliśmy pojęcia co było na odprawie technicznej :mrgreen:). Godzina zero wybiła i ruszyliśmy. Bieg na orientację po okolicach twierdzy w Kłodzku przeszedł bez niespodzianek, tzn. Remik znajdował punkty, a ja nie myśląc za wiele pędziłem za nim. Nie wysilając się ekstremalnie, skończyliśmy ten etap jako 4 (chyba) team i ruszyliśmy na rowerki. Zapadająca noc w połączeniu z dziwacznym pechem i sporymi (jestem laikiem w tej kwestii, to jest opinia Remika) nieścisłościami w mapie sprawiła, że mieliśmy sporo „krajoznawczych” wariantów, dzięki temu na kolejny etap ruszyliśmy dopiero na 4 miejscu. Początek był niezły, niestety od połowy odcinka zaczęło mnie coś męczyć w żołądku, co skutecznie utrudniło mi bieganie… Wariantów krajoznawczych ciąg dalszy, a nawet rozwinięcie tematu, nastąpiło po czeskiej stronie – łącznie ok 1,5 godziny zeszło na błądzenie w okolicach pk i lokalizowanie ich. Moje problemy z żołądkiem spowodowały, że na metę odcinka dotarliśmy już na 5 miejscu… Nie zapowiadało się to za dobrze.
Jedyną szansą było wykorzystanie naszej przewagi na rowerach (nigdy bym się nie spodziewał że takowa istnieje, a tu jaka niespodzianka 🙂 ). Po błyskawicznym przepaku ruszyliśmy jak burza na 3 miejscu, byle tylko urwać teamy za nami. to była jedyna szansa – nie mogłem biec, przez co kolejny etap pieszy był z góry stracony. Na szczęście się udało (Remik, wielki dzięki za motywację!) i orientację w Srebrnej górze rozpoczęliśmy ze sporą przewagą. Tylko to nas uratowało, bo przy każdej próbie biegu w moim wykonaniu, w brzuchu bulgotało mi nie gorzej niż w camelbaku…
Jednak się udało i na ostatni etap (30km do Kłodzka) ruszyliśmy nadal z przewagą i silnym postanowieniem nie oddawania 3‑go miejsca nikomu. Dwa dość trudne punkty (znów brawa dla Remika!) dały nam kolejne minuty przewagi, dzięki czemu na ostatnie zadania w twierdzy kłodzkiej wpadliśmy ze sporym zapasem czasu. Trzy zadania specjalne (podziemia twierdzy, most linowy i zjazd z murów na linie) to już była czysta przyjemność.
Ogólne wrażenia? Ĺwietne treningowe zawody, oby jak najwięcej takich (i przydałoby się jeszcze coś bliżej Poznania). Ogólnie wszystko ok, jak zwykle przy okazji imprez Pawła F. Solidna obsługa, picie i jedzenie na PK, mapy, gadżety, nagrody, wspaniała kolacja dla uczestników po zawodach. I też, jak zwykle, coś nie grało. Co? Chociażby to, że nie do końca została wyjaśniona sprawa jednego z PK, który nie został odnaleziony przez dwa prowadzące zespoły. Twierdzili oni, że PK został Ĺşle postawiony i dlatego nie mogli go odnaleĹşć. Osobiście nie mam pojęcia czy był czy nie (kiedy Remik nawiguje nie próbuję nawet wyciągać mapy…) ale wg słów mojego nawigacyjnego guru, czyli Remika, punkt stał dobrze… Dziwna sprawa, przy takich rozbieżnych zdaniach powinna chyba zostać powołana jakaś kompetentna komisja, która oceniłaby postawienie PK, wtedy byłoby sprawiedliwie i nikt nie miałby żadnych zastrzeżeń. A tak jakieś dziwne wrażenie pozostało…
W odpowiedzi na “Mountain Marathon, po finiszu”
Remik jest również moim Guru od mapy 🙂
Jak dla mnie to wygraliście te zawody, w końcu znaleĹşliście wszystkie punkty 🙂 Bałem się, że nie zdąrzycie na ten start. Na szczęście sie udało.
Gratulacje