Wbrew pozorom nie będzie o klubach nocnych w Poznaniu…
Wczoraj, czyli właśnie w piątkowy wieczór, w Poznaniu odbyły sie całkiem fajne zawody AR. Zawsze do imprez organizowanych przez harcerzy podchodziłem z dystansem (a raczej obchodziłem z daleka) tym razem dałem się namówić na start i było warto.
Kilka dni temu zadzwonił Matejko (wgl.pl) z propozycją startu w XXVI Biegu Nocnym Ĺladami Poznania na trasie Adventure. Z całej nazwy zachęcająco brzmiało tylko to „adventure”, ale treningu nigdy za wiele (no, prawie nigdy). Team w składzie Mateusz Niedbała, Adriana Urbanowicz, Paweł Szczepanek i ja był gotów zmierzyć się z wyzwaniem poznańskich harcerzy. Niestety w ostatniej chwili ważniejsze 25% teamu się rozchorowało i na starcie na Starym Rynku staliśmy sie tylko w męskim składzie. Konsekwencje były proste – biegniemy, jak to mówi Piotrek Kosmala, „o czapkę gruszek”, bo o klasyfikacji można zapomnieć.
Pierwszy etap, BnO po okolicach Starego Rynku przebiegł bez zakłóceń (chyba byłby wstyd jakbyśmy się zgubili w piątkowy wieczór w poznańskim „zagłębiu” knajp ;)). Dobiegliśmy chyba pierwsi, szybko wskoczyliśmy na rowery i pognaliśmy szukać rowerowych PK. Trzymaliśmy niezłe tempo, do tego na codzień trenujemy w tych okolicach, więc z każdym kilometrem powiększaliśmy przewagę. Padający deszcz, śliski asfalt i pędzące samochody dodawały nam tylko adrenaliny…
Na szczęście asfalty były tylko kawałkami, reszta to już szutry i piachy. Warty wspomnienia jest na pewno PK na Dziewiczej Górze (mekka poznańskich rowerzystów). Umiejscowienie PK na szczycie wieży widokowej, z niesamowitą panoramą miasta i okolic było warte wspinania się po niekończących się schodach. Kolejny PK sprytnie umiejscowiony przy ściance wspinaczkowej (zadanie specjalne) to chwila odpoczynku w pedałowaniu. Za to musiałem „odrobić” ścianką dwa razy (za nieobecnego 4 w zespole).
Następne przeloty to była formalność, praktycznie zero nawigacji (szczególnie jak się zna teren). Dzięki temu tempo podskoczyło nam na tyle, że na PK z odcinkiem kajakowym pojawiliśmy sie dużo przed oczekiwanym przez organizatorów czasie. Do wyboru mieliśmy iść do knajpy na herbatę (piwo) lub rozłożyć PK. I tak byliśmy NKL więc bez zastanowenia załadowaliśmy bojki i ruszyliśmy na jezioro rozstawić punkty wg zaleceń organizatorów. Ze względu na rozprężeniową atmosferą piknikową jak zapanowała w teamie zajęło nam to ok 45 min. Ale poza tym, że nam tyłki poodmrażały się w kajakach to było całkiem miło. Kończąc kajaki na brzegu spotkaliśmy już następny team – Remik & Co, mieli problem z wkręconym w koło holem, na szczęście widać było, że są bliscy rozwiązania problemu. A propos kajaków, jedna ciekawostka. Nigdy jeszcze nie spotkałem tak fanatycznych opiekunów kajaków – kazali nam myć buty przed wejściem do kajaka (pomijam kilka innych zaleceń) Do tego sposób w jaki mówił o tym chłopak wydający kajaki kwalifikował go do natychmiastowego oberwania wiosłem po głowie !!! Ciekawe czy wszystkie teamy miały z nim takie przejścia?
Z PK kajakowego ruszyliśmy ostro żeby się trochę rozgrzać, i do końca rowerów dolecieliśmy w ekspresowym tempie, zwiedzając po drodze kilka bunkrów (zadanie specjalne). Szybka zmiana ciuszków i raĹşnym truchtem ruszyliśmy dalej. Kilka długich przelotów, kilka krótszych pokonaliśmy w większości biegiem rozprawiając o wszystkim o czym się da… Na kilku PK znów byliśmy nieco szybciej niż powinniśmy, do tego stopnia że jeden z obsługi PK pytał czy to jest miejsce na PK, bo dopiero go szuka :mrgreen:. Most linowy na Malcie był całkiem fajny, miła odmiana po monotonnym biegu.
Niespodzianka czekała nas tylko na przedostatnim PK – Cytadeli. Byliśmy pewni, że to już prawie koniec, a tu czekało na nas bieganie po Cytadeli w poszukiwaniu dodatkowych mikropunktów BnO. Szczerze powiem, że byliśmy już nieĹşle zmęczeni swoim własnym tempem i dodatkowe km do zrobienia nie napawały optymizmem. Przedreptaliśmy to jednak jako tako wspominając z Pawłem wspólne bieganie po Cytadel (kiedyś mieszkaliśmy w tamtych okolicach). Ostatni odcinek to już czysta formalność, lecieliśmy jak na skrzydłach gnani myślą o ciepłym prysznicu i łóżku…
Ogólne wrażenie? Bardzo dobre. Organizacja ok, punkty we właściwych miejscach (biorąc pod uwagę miejsca w jakich były, trudno by je było ustawić Ĺşle), ogólnie super trening. Jakby jeszcze dziewczyny nie zabrakło…
5 odpowiedzi na “Poznań by friday night”
Czytam i wnioskuje, że tym razem nie miałeś żadnych problemów zdrowotnych. Wygląda jakby te zawody były dla Ciebie porannym spacerkiem 🙂 Szkoda, że nie byliście klasyfikowani. A jak poszło Remikowi i spółce, bo nigdzie nie mogę znaleĹşć wyników.
Problemy zdrowotne przeszły dzięki Remikowi – zdradził mi sekret, że u nich w BnO biorą nospa przed zawodami, na mnie też zadziałało.
Taki do końca spacerek to nie był – na pieszym trochę już marudziliśmy 🙂
„Dziewiczea Góra” ‑Mieszkam w Poznaniu od urodzenia a pierwszy raz słysze tą nazwe!?
Gdzie to jest jeżeli można zapytac!
Na północ od Poznania, koło Czerwonaka (Puszcza Zielonka). Wieża widokowa naprawdę warta odwiedzenia (30m wys.).
Ok,dzięki pewnie się tam wybiore podziwiac panorame miasta!