Jakoś nie bardzo mogłem sie zebrać ostatnio do startowania. Jednak w końcu się udało i wziąłem udział w Wertepach, jednej z edycji cyklu Nonstop Adventure. Rajd po części organizowany przez harcerzy, a po części przez czołowych orientalistów z poznańskiego klubu Grunwald udał się nadspodziewanie dobrze.
Zawody przygotowane solidnie, punkty obstawione tam gdzie trzeba (no ale jak mogło być inaczej jeśli za to odpowiadał Remik Nowak 🙂 ), w cenie nocleg i jedzenie (tego osobiście nie sprawdziłem ale wierzę na słowo). Na szczęście, przynajmniej dla mnie, klimat był dużo bardziej sportowy niż harcerski.
A sama rywalizacja? Jak najbardziej OK. Wystartowałem pod szyldem Speleo Salomon, razem z Piotrkami: Kosmalą i Hercogiem oraz Kasią Zając. Skład mocarny więc cel był jasny i przejrzysty – raczej czołówka 😉
Pierwsze kilometry od startu (bieg na orientację) zapowiadały jednak coś zupełnie przeciwnego. Z bliżej mi nieznanych przyczyn dopadło mnie coś dziwnego, przez co musiałem zrobić trzy drobne przerwy w krzaczkach. Bez wdawania się w szczegóły, było krucho i oprócz niedyspozycji dobijały mnie zrezygnowane miny reszty teamu… Jednak po którejś z kolei przerwie nagle przeszło jak ręką odjął i odzyskałem siły, co pozwoliło nam dobiec do kolejnego etapu na 2 miejscu.
Na pierwszy etap rowerowy ruszyliśmy zaraz za teamem Adventura, ale nie za długo udało im się utrzymać prowadzenie, minęliśmy ich kiedy walczyli z jakąś usterką (chyba dętka), przez dalszą część I roweru mijaliśmy się tylko z ekipą 2xTeam. Etap jako taki był niespodzianką pod jednym względem – organizatorzy zapomnieli wspomnieć, że zamiast 40km ma 75 :). Trasa to w większej części szutry, raczej przejezdne piachy i trochę kocich âłbówâ.
Etap pieszy na samym początku zaserwował nam atrakcję w postaci brodzenia po kolana w bagienku, na szczęście ciepła pogoda sprawiła że nie było to zbyt wielkie utrudnienie. No, może poza tym, że moje gore-tex’owe Salomony stanowczo odmawiały pozbycia się wody ze środka przez dłuższy czas… na mokradła jednak najlepsze są buty z siatki, na przemakanie nie ma mocnych, a siatkowe przynajmniej w miarę szybko schną.
Fajnym pomysłem było niecodzienne, ârekreacyjneâ zadanie specjalne po biegu – runda na rowerach wodnych, brakowało tylko drinków z parasolkami. Tak rozgrzani pedałowaniem po wodzie ruszyliśmy na drugi rower. Tym razem bogatsi w wiedzę o długości odcinka (ok 35km) żwawo pedałowaliśmy do celu. Towarzyszyło nam konkretne słoneczko, prawie lato.
Biorąc pod uwagę pogodę i dystans ostatniego odcinka (kajaki), była to raczej miła formalność. I tak, po 13 godzinach i 45 minutach dotarliśmy jako pierwsi na metę w Lubniewicach. Dokładne wyniki na stronie organizatorów.
Jeśli mam podsumować imprezę to daję solidną 4 w 5‑punktowej skali. Małe zawody ale naprawdę miło przygotowane, oby więcej takich.
2 odpowiedzi na “Lubniewickie Wertepy”
W sumie to nie było nikogo kto byłby w stanie z Wami rywalizować 🙂
mały a w sumie to ile urosłeś od ostatniego wpisu?