Po dwóch tygodniach szlifowania, szorowania, skręcania i tym podobnych czynności, wypłynęliśmy dziś na treningowy rejs. Pogoda dopisała – deszcz zacinał jak diabli, wiatr ok 20 węzłów. Ale nareszcie to jest to! Podczas kilku godzin pokręciliśmy się po okolicach Cowes i przećwiczyliśmy podstawowe manewry.
Niesamowite, że mimo długiej przerwy we wspólnym pływaniu całej załogi, wszystko szło „jak w zegarku”. Spinaker frunął w górę i w dół tak jak powinien, a nie tak jak chciał 🙂 znaki mijaliśmy bez taranowania ich i ogólnie atmosfera była sielankowa (no pomijając ten cholerny deszcz). Trening jednak niespodziewanie się zakończył po „wystrzale” fału foka, który złośliwie pękł sobie na pół (fał, a nie fok…).
Jutro dalszy ciąg, tym razem zabiorę mniej przeciekającą kurtkę… Chcę maksymalnie wykorzystać ten treningowy czas, bo jak się okazało, na głównych regatach muszę ustąpić miejsca lokalnemu „pro” i pozostać w rezerwie. Ale, jak to już pisałem na tym blogu, nie można mieć wszystkiego.
4 odpowiedzi na “Wreszcie na wodzie”
Zabawa przednia, ale nie dla mnie. Już widzę moją chorobę morską na tych falach… blee…
Hi Kuba,
my polsko-angielsko Translator is not verry good, but it helps a little bit to understand 😉 – I only want to say .…take care about you – and i know, you are good in snow – but i hope, you are also good in swimming !
Greatings from rainy Bavaria ! Geli
Ania: nawet Ciebie kochanie by choroba opuściła przy odpowiedniej dawce adrenaliny 🙂
Geli: Thanks, and dont worry, there is not much to translate – we just started sailing and have really good fun with 20–30 knots of breeze
Woda to też nie mój żywioł… 🙂