Zainspirowany opisami treningów na PK4, postanowiłem napisać jak to wygląda na Wyspie Wight, gdzie chwilowo jestem.
Do tej pory czasu na bieganie miałem niewiele, praca a póĹşniej pływanie na łódce zabierały znaczną część dnia i nie zostawiały też za wiele ochoty na trening rajdowy ( „bloody England” ). Ale w końcu przyszedł odpowiedni czas i wybrałem się na zwiedzanie wyspy.
Muszę przyznać, że tereny są świetne – całkiem widowiskowe ścieżki wzdłuż wybrzeża, poprzecinane wzgórzami tak, że podczas biegania można choroby morskiej dostać, w większej części nieuczęszczane (no chyba, że zaliczymy do uczęszczających krowy). Dzisiejsze 1.5h biegu minęło błyskawicznie i pozostawiło miłe wrażenia estetyczne :).
Ciekawostką typowo angielską jest oczywiście to, że w tak krótkim czasie zdążyłem dwa razy przemoknąć do suchej nitki i również dwa razy wyschnąć w porywistym wietrze. Zaliczam to jednak do atrakcji treningowych i nie traktuję jako wadę… Na kolejny trening biorę jednak długie spodnie, bo po spotkaniach z miejscową florą wyglądam jak zdrapka Super Ekspresu.
W odpowiedzi na “Bieganie”
Z tą pogodą to wcale Polska wiele nie odbiega od Wysp. Przez ostatnie dni u nas leje. Wczoraj wybiegając wieczorem w strugach deszczu i z czołówką na głowie zastanawiałem się czy to jeszcze normalne czy już jakaś obsesja.. 🙂