Przez kilka dni próbowałem się zabrać do napisania czegoś mniej lub więcej ciekawego, ale jakoś nie wyszło. W sumie działo się dużo, udało mi się wyrwać na rowerowy objazd okolicy Gustavsbergu, gdzie mieszkałem, pokręciłem się po Sztokholmie, wypiłem morze espresso no i popracowałem na BT.
Powoli mój czas w Szwecji dobiega końca. Jutro załoga startuje w ostatnim etapie „Tall Ships’ Races”, spotkamy się dopiero w Szczecinie. Jednak tak naprawdę dopiero dzisiaj miałem okazję wyrwać się na spokojny spacer po mieście. Właśnie dzięki temu, siedzę w małej kafejce przy bocznej uliczce starego miasta, słucham jazzu i piszę te słowa (o espresso chyba nie muszę wspominać?). Jest „cool”, potrzebowałem tego spokoju.
Jestem pod niesamowitym wrażeniem floty „tall ships”. Kiedy chodziłem po nabrzeżu i zwiedzałem statki, przed oczami stanęły mi wszystkie podróżnicze i przygodowe książki na których się wychowałem. Z moim ulubionym „Znaczy Kapitanem” Borchardta na czele.
To musi być niesamowite doświadczenie, odbyć rejs na jednym z tych statków, nie wiem tylko czy okrętowa dyscyplina i mundury to coś do czego mógłbym się przyzwyczaić po tylu latach „luzu”. Chyba nie bardzo.
Ale wracając do samej imprezy w Sztokholmie – dawno nie widziałem takich tłumów. Ciekawe czy w Szczecinie będzie podobnie? Mam nadzieję, że miasto stanie na wysokości zadania i impreza będzie na podobnym poziomie. Organizacja naprawdę ok, pomijając może kluczowe informacje w języku szwedzkim. Ale jak to powiedział jeden z bohaterów kina akcji, „niech się bambusy języków uczą”, czyli trzeba się było nauczyć trochę szwedzkiego, a nie narzekać…
2 odpowiedzi na “Do Szczecina”
Zaluje, ze nie mozemy sie pokrecic po okolicy wspolnie. Brakuje mi tu lasu, gor. Wszedzie tylko woda, jeszcze na dodatek slona.…feee. Co do nauki jezykow, to jak sam wiesz jeden obcy to za malo. Moze zamiast szwedzkiego, od pazdziernika hiszpanski.… co Ty na to? 🙂
Czemu by nie, może być i hiszpański. Tam przynajmniej cieplej i tyle nie pada…