Kategorie
podróże

Prowansja Express

Ten wpis cze­kał na publi­ka­cję ponad tydzień… Tyle zabra­ło mi opa­no­wa­nie cią­gle bra­ku­ją­ce­go cza­su. Jak zwy­kle krót­ki i skró­to­wy, ale cóż… 

Tydzień w legen­dar­nej Pro­wan­sji minął bły­ska­wicz­nie, co gor­sza, nie za wie­le uda­ło się przez ten czas zoba­czyć… Mari­na (Port Napo­le­on), w któ­rej przy­go­to­wy­wa­li­śmy jacht do regat, znaj­do­wa­ła się na koń­cu świa­ta, 70km od Mar­sy­lii, w super indu­strial­no-bagien­nej sce­ne­rii (rafi­ne­rie, prze­twór­nie ryb­ne, rezer­wat myśliw­ski ptac­twa itp). Przez cały tydzień, wyją­cy Mistral towa­rzy­szył nam we wszyst­kim, przy naj­więk­szym natę­że­niu cięż­ko było roz­ma­wiać (wan­ty i fały na masz­tach kil­ku­set łódek potra­fią zro­bić nie­zły hałas). Tak więc wize­ru­nek rato­wa­ła tyl­ko tem­pe­ra­tu­ra, cie­pło i sło­necz­nie, co było wspa­nia­łą odmia­ną po rega­tach w Anglii i Szwecji.

Tym razem przy­go­to­wa­nia łód­ki były bar­dziej roz­bu­do­wa­ne, oprócz stan­dar­do­wych czyn­no­ści (szli­fo­wa­nie dna, czysz­cze­nie drob­ne naprawy/przeróbki) było spo­ro poważ­niej­szej pra­cy – prze­rób­ka płe­twy ste­ro­wej (szlif do „gołe­go” kar­bo­nu), wło­że­nie masz­tu i parę innych pro­jek­tów. W związ­ku z natło­kiem pra­cy, na zwie­dza­nie nie zosta­ło za wie­le cza­su. Jed­nak, mimo nawa­łu robo­ty, uda­ło się wygo­spo­da­ro­wać tro­chę cza­su i zoba­czyć parę cie­ka­wych miejsc.

Jako pierw­szą, odwie­dzi­łem Mar­sy­lię, mia­sto do któ­re­go od cza­su wizy­ty 9 lat temu żywię wiel­ki sen­ty­ment. Tym razem jed­nak, spoj­rza­łem na nie z zupeł­nie innej per­spek­ty­wy i zoba­czy­łem coś zupeł­nie inne­go. Potęż­ny pro­blem z imi­gran­ta­mi, zanie­dba­ne ulicz­ki i mało przy­ja­zna obsłu­ga w knaj­pach… Szko­da, bo od poprzed­nie­go razu pamię­ta­łem to mia­sto jako pra­wie ide­al­ne miej­sce. Pozy­tyw­ną lek­cją była jedy­nie kon­sump­cja bouil­la­ba­ise, czy­li w skró­cie dość zaawan­so­wa­nej pro­wan­sal­skiej zupy ryb­nej (poprzed­nio die­tę ogra­ni­cza­łem do bagie­tek z majo­ne­zem i wody z fontanny 🙂 ).

Dużo cie­kaw­szym miej­scem oka­za­ły się mniej­sze, oko­licz­ne mia­sta, takie jak Nimes czy Avi­gnon. Peł­ne uro­ku sta­re ulicz­ki oświe­tlo­ne słyn­nym pro­wan­sal­skim świa­tłem (w koń­cu coś ścią­ga­ło tu mala­rzy) to coś, co war­to zoba­czyć. Trud­no opi­sać ten kli­mat, po pro­stu trze­ba to zoba­czyć, posie­dzieć w lokal­nych knajp­kach i wypić kie­li­szek domo­we­go wina, na pew­no zdję­cia zro­bio­ne „kom­pak­tem” nie odda­dzą tego w pełni.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *