
Co zazwyczaj zabieram w drogę? Aparat fotograficzny (przynajmniej do czasu utopienia poprzedniego, dopiero zbieram na nowy) i scyzoryk. Ta druga pozycja zasługuje na szczególną uwagę, ten gadżet przezbył ze mną spory kawałek świata i pomógł rozwiązać niejeden problem.
Porządny scyzoryk był moim marzeniem od zawsze, jako dzieciak z zazdrością patrzyłem na tych szczęśliwców posiadających świecące, czerwone Swiss Knives. Moim szczytem osiągnięć był tępawy nożyk made in China. Z wiekiem miłość do scyzoryków się ugruntowała, ale zmienił się też gust. Przez chwilę na tapecie były ogromne noże typu Rambo i maczety (!), aż do czasu kiedy w zagranicznym magazynie przeczytałem artykuł o nożach używanych w zastawach survivalowych amerykańskich lotników. Magiczna nazwa LEATHERMAN niewiele dla mnie jeszcze znaczyła, ale wiedziałem, że muszę to mieć, poprzednie były trochę nieporęczne. Tylko cena była zaporowa…
Pierwszy nóż tej firmy dostałem w 2000 roku, przed wyjazdem na finał MAT w Libanie. To był najbardziej podstawowy model, ale od razu stał się najpilniej strzeżonym skarbem. Towarzyszył mi dzielnie przez kilka lat, aż do 2003, kiedy za ciężko zapracowane $ kupiłem w NY nową wersję, WAVE. W porównaniu do poprzednika, to był ogromny skok naprzód, możliwość otwierania ostrzy jedną ręką i zaokrąglona rączka kombinerek, pozwalały go używać jeszcze częściej.
Prawdziwy test przeszedł jednak dopiero w tym roku, podczas kilku miesięcy pracy na jachcie. W użyciu był kilkanaście razy dziennie, cały czas wystawiony na działanie słonej wody i spore przeciążenia (kombinerki). Test zdał świetnie mimo, że w żeglarskim świecie, cieszy się on dużo gorszą opinią niż konkurencyjny GERBER. Możliwość otwierania i operowania jedną ręką była niezastąpiona (np. w środku nocy podczas odplątywania spinakera ze sztagu…), stal wytrzymała spotkania z solą prawie bez rdzy, parę plamek się znalazło, ale też przez cały czas ani razu go nie smarowałem. Pomagał mi już w wyciąganiu drzazg, piłowaniu drewna, cięciu metalu, rozpalaniu ognia, nawiązywaniu znajomości (!), wykręcaniu kleszczy i tysiącu innych czynności. Co prawda nie miałem jeszcze okazji wyrywać nim zębów, jak to raz uczynił mój dalszy znajomy, ale też nie mam zamiaru…
Na koniec warto wspomnieć o wadach, nóż jest dość ciężki (ok 240g), przez co kompletnie nie nadaje się na rajdy, moja wersja nie ma jeszcze blokowanych śrubokrętów, co jest czasem mocno irytujące. Obie te wady można wyeliminować kupując sobie jedną z nowych wersji (CHARGE lub nowość SKELETOOL), ale mi na razie dobrze z tym starym przyjacielem…
ps. nie zapomniałem o moim pierwszym scyzoryku LEATHERMAN, trafił w dobre ręce i spoczywa sobie miło na dnie damskiej torebki mojej żony…
4 odpowiedzi na “Scyzoryk, scyzoryk…”
To dość osobliwy zbieg okoliczności, ale ja również od dłuższego czasu marzyłem o scyzoryku z prawdziwego zdarzenia. Jakiś czas używałem znalezionego Victorinoxa i choć jakość jego stali jest na bardzo wysokim poziomie to cały czas miałem wrażenie, że to tylko namiastka czegoś na prawdę porządnego. Mniej więcej trzy lata temu zobaczyłem pierwszy raz na żywo właśnie Leathermana model wave i wiedziałem, że muszę coś takiego mieć.
Wpis ten nazywam zbiegiem okoliczności ponieważ nabyłem Leathermana wave trzy dni temu na aukcji allegro. Choć miałem obawy dotyczące zakupu, udało mi się kupić niemal nowy tool za około 70% ceny nowego.
Jak głosi hasło Leathermana „Teraz jestem gotowy”…
I również jak u Ciebie będzie to jeden z moich najlepiej strzeżonych skarbów.
Ten artykuł czekał w szkicach na publikację chyba z dwa miesiące, więc to pewnie tak miało być 🙂
Na pewno będziesz zadowolony z nowego nabytku, mi służy już ładne kilka lat bez żadnych problemów.
Ale beczka 🙂 Ja od wieków używałem Victorinoxa, ale pewnego razu zobaczyłem „na żywo” Laethermana i widziałem, że muszę mieć to cacko 🙂 Miałem, farta, bo koleżanki tata wracał na święta ze stanów i udało mi się nabyć Charge Ti za 100 dolców – a że kurs dolara był niski więc dobrze na tym wyszedłem. Pozdrawiam
hmm.…nie da się ukryć, że leatherman to jest to. Też od lat używałem (używam) victorinoxa (jakieś 8,5 roku). Na początku 2007 kupiłem Charge Ti za kosmiczne pieniądze, ale nie narzekam 😉 jedyna wada to waga – przy noszeniu w kieszeni spodnie lecą prawie do kolan.….dlatego ostatnio duużo czasu tool spędza w domu. Niedawno na allego pojawiły się skeletool’e.…tak się przymierzam do tego (opcja wypas) lub gerber clutch (wersja econo), bo jak nie mam toola w kieszeni to jakoś mi łyso…po prostu nie jestem ready 😉