Kategorie
bieganie na szlaku sprzęt

4 Deserts: przegląd sprzętu na etapowy bieg

Start w Nami­bii to był mój debiut w tego typu zawo­dach, więc więk­szość pomy­słów zaczerp­ną­łem z raj­do­wo-przy­go­do­we­go doświad­cze­nia i tego co aku­rat mia­łem w domu. W sumie, nad­spo­dzie­wa­nie dobrze to wszyst­ko zagra­ło, może komuś przy­da się to, co już prze­te­sto­wa­łem, kie­dy będzie przy­go­to­wy­wał się do swo­ich zawodów.

Elektronika

Pusty­nia pusty­nią, ale jak­że to tak w podróż bez tele­fo­nu… czy­li na 7 dni bez źró­dła ener­gii ani rusz. Zabra­łem power bank Anker Power­Co­re 10000 i był sta­now­czo za duży, do kil­ku­dnio­we­go zasi­la­nia tele­fo­nu i zegar­ka spo­koj­nie wystar­czy­ło­by 5000, może nawet mniej. Tele­fon z powo­du bra­ku zasię­gu słu­żył przede wszyst­kim do robie­nia zdjęć i czy­ta­nia wie­czo­ra­mi ksią­żek, teo­re­tycz­nie pla­no­wa­łem też posłu­chać muzy­ki, ale w rze­czy­wi­sto­ści nie wycią­gną­łem ani razu słuchawek.

Zega­rek (Suun­to Spar­tan Amber Baro) wyma­gał łado­wa­nia tyl­ko dwa razy, jak bym się bar­dzo uparł to może i raz by wystar­czył. W try­bie ener­go­osz­częd­nym, z wyłą­czo­nym HR bate­ria trzy­ma­ła bar­dzo ład­nie, a i zapis śla­du był wystar­cza­ją­co dokład­ny. Czy­li do ska­so­wa­nia słu­chaw­ki i do zmniej­sze­nia zapa­so­wa bateria.

Plecak

W wer­sji pier­wot­nej pla­no­wa­łem pobiec z moim 15-let­nim raj­do­wym Salo­mo­nem, ale final­ny wybór padł na nowy worek – Salo­mon S/LAB PEAK 20 (tu uwa­ga – wer­sja S/LAB róż­ni­ła się dość moc­no od zwy­kłe­go mode­lu PEAK). Były dwa głów­ne powo­dy – od lat bie­gam w kami­zel­kach i już trud­no mi się od nich odzwy­cza­ić, więc duża kami­zel­ka od razu przy­cią­gnę­ła moją uwa­gę.  Ple­cak jed­nak jest nadal na tyle mały, że wymu­sza roz­sąd­ne pla­no­wa­nie baga­żu, gdzie przy 35 litrach sta­re­go ple­ca­ka, pół domu bym pew­nie spa­ko­wał na wszel­ki wypadek.

7‑dniowe wypo­sa­że­nie zmie­ści­ło się kom­plet­nie, napcha­ny ple­cak miał ok 9kg, po dwóch dniach (czy­li po odję­ciu dwóch por­cji jedze­nia) nie trze­ba już było kola­nem dopy­chać wszyst­kie­go przy zamy­ka­niu. W bie­ga­niu ple­cak jest rewe­la­cyj­ny, nawet przy peł­nym obcią­że­niu nie ska­cze na ple­cach i ład­nie roz­kła­da cię­żar na ramio­nach (bar­dzo sze­ro­ki pasy). Kie­szon­ki z przo­du zmiesz­czą nawet duże soft­fla­ski (0,75), ja bie­głem z 0,5 któ­re raczej na pew­no wymie­nię na 0,6 przy następ­nej oka­zji (po pierw­sze wię­cej zapa­su na wodę w jed­nym momen­cie by mi się przy­da­ło, po dru­gie obec­ne flasz­ki mam z mały­mi wle­wa­mi, więc na punk­tach już z dale­ka wszy­scy wie­dzie­li że cze­ka ich wyzwa­nie przy nalewaniu).

Fabrycz­na wyściół­ka ple­ców wyle­cia­ła na samym począt­ku, zastą­pio­na przez zło­żo­ny mate­ra­cyk do spa­nia (o pew­nych ubocz­nych kon­se­kwen­cjach takie­go roz­wią­za­nia napi­szę kawa­łek dalej), dzię­ki cze­mu zyska­łem parę gra­mów i znacz­nie lep­szą amor­ty­za­cję, ple­cy były wdzięczne.

Lin­ki kom­pre­syj­ne są nie­co skom­pli­ko­wa­ne do opa­no­wa­nia, ale za to jak już się tę sztu­kę posią­dzie, to dzia­ła­ją bez­błęd­nie i mimo róż­ne­go stop­nia napa­ko­wa­nia, ple­cak trzy­ma się tak samo dobrze na ramio­nach. Ple­cak ma jed­na dużą komo­rę, co było bar­dzo przy­dat­ne przy upy­cha­nym pako­wa­niu na eta­pów­kę. W środ­ku teo­re­tycz­nie jest też kawa­łek mate­ria­łu pozwa­la­ją­cy prze­or­ga­ni­zo­wać zawar­tość, ale dla mnie był zupeł­nie nie­przy­dat­ny – uży­wa­łem maty do spa­nia jako amor­ty­za­cji na ple­cach, wte­dy klu­czo­we było takie uło­że­nie mate­ria­łu, żeby nie powo­do­wał dys­kom­for­tu mię­dzy matą a plecami.

Z dużych minu­sów wymie­nił­bym chy­ba „tyl­ko” to, że to jed­nak deli­kat­ny ple­cak star­to­wy i nie wiem ile zawo­dów real­nie może prze­trwać. Mój musiał nie­ste­ty wró­cić na rekla­ma­cję (wymia­na) bo padł zamek w jed­nej z przed­nich kie­szo­nek  (tak napraw­dę to cały czas bałem się bar­dziej o głów­ny zamek, któ­ry jed­nak wytrzy­mał bez zastrze­żeń). Pro­blem mógł być więk­szy, bo w tym roku model został zastą­pio­ny przez Out Peak 20, a może po pro­stu za mało było klien­tów na taki duży S/LAB i prze­ro­bi­li go na bar­dziej „cywil­ny” sprzęt…

Ple­cak: https://www.salomon.com/int/product/s‑lab-peak-20.html (nowy model: https://www.salomon.com/pl/product/out-peak-20.html)

Kije

Zawsze bie­gam z kija­mi, nie znam dnia ani godzi­ny jak się mogę popsuć, a w moich pręd­ko­ściach sta­now­czo nie prze­szka­dza­ją. Od kil­ku lat uży­wam Moun­ta­in King Tra­il Bla­ze i jak zwy­kle zro­bi­ły swo­ją robo­tę, jed­nak jeden pusty­ni nie prze­żył… Rada dal wszyst­kich uży­wa­ją­cych alu­mi­nio­wych kij­ków w warun­kach sło­no-mgli­stych (jak na Wybrze­żu Szkie­le­tów) – kije trze­ba koniecz­nie roz­kła­dać na noc, ina­czej alu­mi­nium puch­nie i kij­ki „zaspa­wu­ją” się na amen, nie do rozkręcenia.

Przy oka­zji podzię­ko­wa­nia dla pol­skie­go dys­try­bu­to­ra, któ­ry spro­wa­dził mi jed­ną sztu­kę na wymianę.

Kije: http://mountainking.pl/ultralekkie-kije-do-biegania-trail-blaze.html

Ciuchy

Prak­tycz­nie całe zawo­dy zro­bi­łem w jed­nej zmia­nie rze­czy – krót­kie spoden­ki Salo­mon (jakiś star­szy model, już nawet nie pamie­tam jaki) plus koszul­ka X‑BIONIC Twy­ce. Mimo moje­go przy­wią­za­nia do mar­ki Salo­mon, muszę przy­znać, że koszul­ki X‑BIONIC mnie total­nie zdo­by­ły i od dwóch lat w niczym innym nie star­tu­ję. Skar­pet­ki zmie­nia­łem (3 pary łącz­nie), acz­kol­wiek bar­dziej dla­te­go, ze mia­łem, niż że musia­łem. Spraw­dzo­ne od lat Com­pres­sport Tra­il dały radę bez zastrze­żeń. W połą­cze­niu z buta­mi, ura­to­wa­ły mi sto­py pra­wie w 100% od otarć. Na kolej­ne zawo­dy raczej wezmę już tyl­ko dwie pary.

Kolej­na dla mnie nowość, to pucho­wa kurt­ka. Oka­za­ła się nie­od­łącz­nym towa­rzy­szem wie­czo­rów, a cza­sem rów­nież poran­ków. Puchów­ka Inver­se Cumu­lu­sa spraw­dzi­ła się bar­dzo dobrze, jed­na z naj­lżej­szych na ryn­ku, do tego w napraw­dę nie­złej (w porów­na­niu do kon­ku­ren­cyj­nych) cenie. Brak kap­tu­ra nie jest aż tak wiel­kim pro­ble­mem, moż­na go dobrze wyrów­nać cie­płą czap­ką, któ­ra i tak jest pra­wie zawsze na liście wyposażenia.

Koszul­ka: https://sportofino.com/koszulka-x-bionic-running-man-the-twyce-o100668-a550
Skar­pe­ty: https://natural-born-runners.pl/product-pol-4342-COMPRESSPORT-PRORACING-SOCKS-V3-0-TRAIL-czarne.html
Kurt­ka: http://cumulus.pl/pl/kategorie/kurtki/inverse?gid=2&vid=1

Buty

Jak już jeste­śmy przy butach, to na te zawo­dy wzią­łem do testów nowy model  Salo­mo­na S/LAB Ultra. Wybór podyk­to­wa­ny był głow­nie tym, że mają nie­co gęst­szą sia­tecz­kę niż moje sta­re S/LAB Sen­se Ultra i dawa­ły lep­szą nadzie­ję na pia­skosz­czel­ność (tym bar­dziej, że od począt­ku bra­łem pod uwa­gę tyl­ko krót­kie tra­ilo­we ochra­nia­cze na buty, zamiast moco­wa­nych na sta­łe „pustyn­nych”). But jest rewe­la­cyj­ny. Od pierw­sze­go zało­że­nia moż­na w nim lecieć set­ki kilo­me­trów bez żad­ne­go dys­kom­for­tu. Nie wiem jak to robią, ale mode­le S/LAB nie wyma­ga­ją żad­ne­go roz­bie­ga­nia, przy­naj­mniej w moim przy­pad­ku. S/LAB Ultra w porów­na­niu do Sen­se Ultra ma wię­cej miej­sca na pal­ce i ogól­nie jest bar­dziej „kla­pia­ty” i prze­stron­ny. Nie­co dziw­ne uczu­cie, ale szyb­ko moż­na się było przyzwyczaić.

Prak­tycz­nie jedy­ny minus tych butów, to jak dla mnie prze­strzeń na dole wią­za­nia, gdzie może się dosta­wać piach i małe kamy­ki, to o tyle nie­szczę­śli­we miej­sce, że żaden zwy­kły ochra­niasz tego nie zakry­wa. Gdy­by tam był cały mate­riał zszy­ty z dołem, to było­by idealnie.

Tro­chę bałem się tych butów (i obtarć), więc zapla­no­wa­łem, że buty obo­zo­we muszą być w razie cze­go zdat­ne to cho­dze­nia. Spo­ro szpe­ra­łem w inter­ne­cie i w koń­cu wyszpe­ra­łem – Xero Clo­ud, san­da­ły bie­go­we. Ultra lek­ki kawa­łek gumy z kil­ko­ma sznur­ka­mi oka­zał się nad­zwy­czaj uży­tecz­ny i wygod­ny, nawet  w ramach tre­nin­gu zro­bi­łem w nich jakieś 3km… Rewe­la­cyj­ny kla­pek na odpo­czy­nek w obo­zie, a jed­no­cze­śnie solid­ny san­dał tury­stycz­ny, przy­dat­ny np. do prze­cho­dze­nia rzek. Krót­ko mówiąc, buty zda­ły egzamin.

Buty: https://www.salomon.com/pl/product/s‑lab-ultra.html
Sana­da­ły: https://xeroshoes.com/shop/feeltrue-products/amuri-cloud-mens-barefoot-sandal/

Spanie

Zestaw sypial­ny to pucho­wy śpi­wór plus mata pom­po­wa­na. Śpi­wór jest wypo­sa­że­niem raczej bez­dy­sku­syj­nym, co do maty nadal nie wiem czy jest sens ją brać. Śpi­wór od Cumu­lu­sa zadzia­łał dobrze, był nawet cie­plej­szy niż dekla­ro­wa­na war­tość, co praw­da może to być też zwią­za­ne z tym, że był cięż­szy niż dekla­ro­wa­na war­tość na stro­nie. W każ­dym razie w zakre­sie 0–20 daje się w nim spać w samej bie­liź­nie, do tego hydro­fo­bo­wy puch nie łapie wil­go­ci, więc całość na piątkę.

Z matą mia­łem więk­szy kło­pot – ultra­lek­ki Ther­ma­rest to teo­re­tycz­nie świet­ny wybór, w prak­ty­ce jed­nak zała­pał mikro­dziur­ki już dru­giej nocy (praw­do­po­dob­nie pod­czas bie­gu, kie­dy był amor­ty­za­cją moich ple­ców) i resz­tę zawo­dów spa­łem na gle­bie z cien­kim mate­ria­łem pod spodem… Wysy­pia­łem się, więc czy jest sens brać następ­nym razem mate­ra­cyk? Nie wiem. Na pew­no przy­da się izo­la­cja od pod­ło­ża, tyl­ko że taka izo­la­cja nie będzie spo­ro lżej­sza od mate­ra­cy­ka (dzia­ła­ją­ce­go!), więc nie wiem czy to ma sens. Raczej na pew­no dam mu jesz­cze jed­ną szan­sę po napra­wie (gwa­ran­cję odrzu­cił pol­ski dystrybutor).

Spi­wór: http://cumulus.pl/pl/kategorie/spiwory/x‑lite-200–483140?gid=24&vid=6
Mata: https://www.wgl.pl/mata-therm-a-rest-prolite-plus.html

Jedzenie

Cie­ka­wost­ka – wzią­łem mniej kalo­rii niż potrze­bu­ję z nauko­we­go punk­tu widze­nia, a w prak­ty­ce oka­za­ło się że mam jedze­nia za dużo i obda­ro­wy­wa­łem zawod­ni­ków. Głów­nym ele­men­tem były: pacz­ki z Lyofo­od (koko­so­wa owsian­ka i kur­czak tik­ka masa­la to pod­sta­wa, krem pomi­do­ro­wy za to wcho­dził kie­dy już żad­ne inne jedze­nie nie chcia­ło… ), do tego żele i żel­ki Stin­ge­ra oraz bato­ny Chia­char­ge i Dobry Squ­at. Puste miej­sce dopcha­łem orze­cha­mi maka­da­mia i pekan (Lidl). Jako bonus doszły dwie pacz­ki kaba­no­sów, kawa lio­fi­li­zo­wa­na i mię­to­wa her­ba­ta. Po bie­gu docho­dził jesz­cze napój reco­ve­ry od Ene­rvit. Mię­to­wą her­ba­tę pole­cam na każ­dy dłu­gi bieg, a już na pew­no taki w upa­le. Saszet­ka daje się zalać nawet zim­ną wodą w bido­nie, łago­dzi pro­ble­my żołąd­ko­we i daje odpo­cząć od słod­kich energetyków.

Menu zadzia­ła­ło bar­dzo dobrze, z jed­ną nie­spo­dzian­ką bato­no­wą – moje ulu­bio­ne owo­co­we Dobre­Squ­aty nie wcho­dzi­ły mi wca­le w upa­le, za to Chia­char­ge mogłem jeść w dowol­nej ilo­ści. Aż mi było przy­kro patrząc na innych zawod­ni­ków krzy­wią­cych się na kolej­ne por­cje swo­ich lio­fi­li­za­tów, bo moje codzien­nie sma­ko­wa­ły rewe­la­cyj­nie – bra­wo Lyofood!

Szcze­rze – daw­no nie mia­łem takiej wyżer­ki. Mia­łem mi ok 3000 kcal na dzień, cało­ści nie zja­dłem sam, a  chy­ba po bie­gu przytyłem…

Nawad­nia­nie zadzia­ła­ło też dobrze, na każ­dym eta­pie piłem mniej niż sta­ty­stycz­ny zawod­nik, jed­nak bar­dzo regu­lar­nie mały­mi por­cja­mi i moc­no pod­ła­do­wa­ne sola­mi (Sal­ty Sticks i Nuun). Będę się tego trzy­mał, cho­ciaż dla bez­pie­czeń­stwa jed­nak zamie­nię flasz­ki na nie­co więk­sze, jak wspo­mnia­łem wcześniej.

Lio­fi­li­za­ty (dania głów­ne, kil­ka zup, owsian­ka koko­so­wa i owo­co­we kok­ta­ile): https://lyofood.pl/collection
Żele i żel­ki: https://natural-born-runners.pl/firm-pol-1444411203-Honey-Stinger.html
Chia­char­ge: https://natural-born-runners.pl/firm-pol-1421160707-Chia-Charge.html
Sole mine­ral­ne: https://natural-born-runners.pl/firm-pol-1495872988-Nuun.html oraz https://natural-born-runners.pl/product-pol-1642-SALTSTICK-100-kapsulek.html
Rege­ne­ra­cja: https://natural-born-runners.pl/product-pol-4414-ENERVIT-RECOVERY-DRINK-SASZETKA-pomarancz-50g.html

Podsumowanie

Za dużo w kon­fi­gu­ra­cji sprzę­to­wej nie pla­nu­ję zmie­niać, jed­nak po drob­nych mody­fi­ka­cjach myślę, że mogę zejść poni­żej 8kg, a nawet bli­żej 7kg jeśli nie poli­czę kij­ków, z któ­ry­mi waży­łem ple­cak na odpra­wie. Oka­że się za rok, jak będę się przy­mie­rzał do Atacamy…

ps. dzię­ki Wojt­ko­wi z 500 miles za wypo­ży­cze­nie mikro czołówki!

Kategorie
bieganie

4 Deserts: Namib Race 2018

Mój pierw­szy eta­po­wy bieg to była wiel­ka nie­wia­do­ma. Z jed­nej stro­ny wie­lo­let­nie doświad­cze­nie z naj­lep­szy­mi w Adven­tu­re Racing, z dru­giej zupeł­nie nowy dla mnie for­mat i 7 dni same­go bie­gu, mara­ton po mara­to­nie. Niby za bar­dzo się nie przej­mo­wa­łem, ale nut­ka nie­pew­no­ści gdzieś tam się plątała.

Biegnę gdzieś po pustyni
Fot. Michał Gawron

Wyszło nad­spo­dzie­wa­nie dobrze. Liczy­łem na pozy­cję gdzieś w poło­wie staw­ki, tym­cza­sem skoń­czy­łem na 11 miej­scu, z jed­nym eta­pem ukoń­czo­nym nawet na 9. Do tego naj­waż­niej­sze – zadzia­łał pra­wie każ­dy ele­ment pla­nu, od jedze­nia, przez sprzęt aż w koń­cu po roz­kład sił (co praw­da tu z pew­ną mody­fi­ka­cją pla­nu dzię­ki kole­dze z Hong Kongu).

Co cie­ka­we, nie­któ­re z moich roz­wią­zań były nowe i inspi­ru­ją­ce nawet dla bar­dziej doświad­czo­nych bie­ga­czy pustyn­nych eta­pó­wek, więc w naj­bliż­szych dniach spró­bu­ję to nie­co sze­rzej opi­sać, może ktoś sko­rzy­sta w przy­szło­ści z moich prze­te­sto­wa­nych rozwiązań.

zawartość plecaka na kontroli sprzętu
Zawar­tość ple­ca­ka pod­czas kon­tro­li sprzętu

Ple­cak nie nale­żał do naj­lżej­szych (9.8 kg), ale też mia­łem kil­ka dodat­ko­wych ele­men­tów, z któ­rych w przy­szło­ści mogę zre­zy­gno­wać, pew­nie obe­tnę na tym nawet jakieś 1–2 kg, głow­nie na jedze­niu ale też tro­chę na rzeczach.

Bar­dzo dobrze spraw­dzi­ła się dla mnie cał­kiem nowa stra­te­gia bie­gu 2–8, dwie minu­ty szyb­kie­go cho­du, osiem minut bie­gu. Nie jest to na pew­no meto­da na wygra­nie zawo­dów, ale za to świet­ny spo­sób na to, żeby koń­czyć każ­dy dzień na nie­złym miej­scu ze spo­rym zapa­sem sił. Taki roz­kład ma też inną zale­tę – pomógł mi dbać o regu­lar­ne nawad­nia­nie i jedze­nie. Robi­łem to tyl­ko (zawsze) w tych dwu­mi­nu­to­wych prze­rwach „ser­wi­so­wych”, dzię­ki cze­mu mogłem to robić odpo­wied­nio czę­sto i na spo­koj­nie. Jak wspo­mnia­łem wcze­śniej, nie do koń­ca była to moja zapla­no­wa­na tak­ty­ka, jed­nak po tym jak na pierw­szym eta­pie wyprze­dził mnie kole­ga David z HK wła­śnie w ten spo­sób, zde­cy­do­wa­łem się to wypró­bo­wać dru­gie­go dnia i w cią­gu kolej­nych dni dopa­so­wać bar­dziej pod sie­bie. Spraw­dzi­ło się świetnie.

Stra­te­gia ma oczy­wi­ście zasto­so­wa­nie  na bar­dziej pla­ska­tym tere­nie, jak zaczy­na­ją się bar­dzo stro­me podej­ścia, wyma­ga mody­fi­ka­cji. Życie poka­za­ło, że mody­fi­ka­cje rów­nież były­by przy­dat­ne w pie­kar­ni­ku 🙂 Pod­czas dłu­gie­go, 80km, eta­pu mimo oszczę­dza­nia sił prze­grza­łem się kon­kret­nie i potrze­bo­wa­łem pra­wie dwóch godzin, żeby z tego prze­grza­nia wyjść.

Nami­bij­ska tra­sa to więk­szo­ści dość twar­dy, zbi­ty piach i żwir z mniej licz­ny­mi atrak­cja­mi typu syp­ki pach (pla­ża i wydmy) czy bie­ga­nie w „nutel­li” (sol­ne wil­got­ne pola), było to z resz­tą widać po cza­sach naj­lep­szych w oko­li­cach 3:30 na mara­ton. Pusty­nia to pusty­nia, więc życia za wie­le tam nie było, jed­nak foki na wybrze­żu i wie­czor­ne wizy­ty sza­ka­li i hien uroz­ma­ica­ły nam ją dość moc­no. Była pew­na, acz­kol­wiek nie­wiel­ka, szan­sa spo­tka­nie wiel­kich afry­kań­skich kotów (lwy, lam­par­ty, gepar­dy), krót­ko mówiąc jest to świat psów i kotów :).

wieczorne rozmowy przy ognisku
Fot. Michał Gawron

Cykl 4 Deserts to świet­na orga­ni­za­cja, dość kame­ral­na atmos­fe­ra, pięk­ne tere­ny i nie­sa­mo­wi­ci ludzie. For­mat  i spo­sób orga­ni­za­cji bie­gu jesz­cze wzmac­nia­ją kli­mat do nawią­zy­wa­nia cie­ka­wych kon­tak­tów. Codzien­nie poza kil­ko­ma godzi­na­mi bie­gu, resz­ta cza­su to drob­ne napra­wy sprzę­tu i wła­snej oso­by oraz roz­mo­wy z zawod­ni­ka­mi z całe­go świa­ta. Dla samych tych godzin przy ogniu i opo­wie­ści z naj­dal­szych zakąt­ków świa­ta war­to tam być. Brak zasię­gu komó­rek (co za tym idzie rów­nież inter­ne­tu) to rów­nież dość nie­zły tygo­dnio­wy wypo­czy­nek dla gło­wy. Z kolei na tra­sie, dzię­ki względ­nie małej ilo­ści uczest­ni­ków, moż­na przez dłu­gi czas być sam na sam z pustynią.

Ogrom­nie się cie­szę z suk­ce­su cha­ry­ta­tyw­nej stro­ny moje­go star­tu. Pro­jekt 4deserts4autism zebrał ponad 9600 zł (czy­li nawet ponad zakła­da­ne 8000) i dał mi moty­wa­cję do moc­niej­szej pra­cy niż zwy­kle. Miło było też widzieć jak wie­le innych osób wyko­rzy­stu­je ten cykl do wspie­ra­nia potrze­bu­ją­cych. Wie­lu z nas będzie bie­gać tak, czy ina­czej, wyda­wać mniej­sze lub więk­sze pie­nią­dze na swo­je hob­by, a połą­cze­nie tego z pomo­cą i moty­wa­cją do pomo­cy, to chy­ba dobra kom­bi­na­cja. War­ty uwa­gi jest na pew­no pro­jekt inne­go pol­skie­go zawod­ni­ka, Mar­ka Ryb­ca, któ­ry pod­czas pró­by zdo­by­cia pustyn­ne­go szle­ma (4 pustyn­ne star­ty w jed­nym roku) ma ambit­ny cel zebra­nia 100 tyś zł na wspar­cie jed­ne­go z war­szaw­skich hospi­cjów. Trzy­mam kciu­ki za jego plan i zachę­cam Was do wsparcia.

Nami­bia to było moje trze­cie spo­tka­nie z pustyn­nym bie­ga­niem (po dwu­krot­nej wizy­cie na Gobi) i wiem na pew­no, że nie ostat­nie. Wstęp­nie szy­ku­ję się na edy­cję Ata­ca­ma, ale dopie­ro w 2019 roku, star­ty w eta­pów­kach tego rodza­ju to przede wszyst­kim obcią­że­nie cza­so­wo-finan­so­we i sta­now­czo muszę to mądrze roz­ło­żyć w pla­nach. W mię­dzy­cza­sie może uda mi się zapla­no­wać coś w innych rejo­nach świa­ta, parę pomy­słów już mi cho­dzi po gło­wie. Na razie jed­nak prze­sta­wiam się w tryb wod­no-lądo­wy swim­run.

Pol­scy zawod­ni­cy na mecie: Marek Rybiec, Michał Gaw­ron, Kuba Zwolinski

 

Kategorie
na szlaku

Dieta orzechowa

Dzi­siaj wpis znów o jedze­niu (to znów jest bar­dzo względ­ne, szyb­kie spoj­rze­nie w histo­rię blo­ga wska­zu­je że pisa­łem o jedze­niu ostat­nio w paź­dzier­ni­ku 2009, acz­kol­wiek kie­dyś zda­rza­ło się to cześciej).

Jak się bar­dziej zasta­no­wić, to cały start w Saha­ra Race to jed­no wiel­kie  myśle­nie o jedze­niu. Wiem już na 100%, że nie jestem w sta­nie zabrać ze sobą tyle jedze­nia, żebym nie cho­dził głod­ny, po pro­stu się nie da bo ple­cak bym musiał wypra­wo­wy zabrać, a nie bie­go­wy. Sen­sow­na wer­sja mini­mal­na to 3000 kcal / dzień (wyma­ga­ne przez orga­ni­za­to­rów mini­mum prze­ży­cia to 2000 kcal / dzień), ale to bar­dzo dale­ko od moje­go real­ne­go zapotrzebowania.

Misja na teraz, to dobrać takie jedze­nie, któ­re bez zwięk­sza­nia znacz­ne­go obję­to­ści i wagi pod­nie­sie mi zarów­no dzien­ne racje ener­gii, ale też kom­fort psy­chicz­ny pod­czas odpoczynku.

Przez ostat­nie tygo­dnie spraw­dza­łem róż­ne lio­fi­li­za­ty (Lyofo­od, Tre­k’n Eat, Aptonia/Decathlon) i o ile na wszyst­kie reagu­ję względ­nie dobrze, to mam zde­cy­do­wa­ne­go fawo­ry­ta sma­ko­we­go i na nim opie­ram roz­kład jedze­nio­wy na start.

Na chwi­lę obec­ną, pod­su­mo­wu­jąc moje raj­do­wo-pustyn­no-bie­go­we doświad­cze­nia i ostat­nie testy jedze­nio­we, plan die­ty wyglą­da następująco:

Śniadanie:

Sta­wiam na lio­fi­li­zo­wa­ną koko­so­wa owsian­ka, duże śnia­da­nie to pod­sta­wa, więc bio­rę podwój­ną por­cję (200g, 1000 kcal). Począt­ko­wo chcia­łem ją prze­pla­tać z jaglan­ką tej samej fir­my, ale róż­ni­ca sma­ko­wa jest na tyle duża, że zosta­ję przy tym samym śnia­da­niu. O ile na jaglan­ce wystar­to­wa­łem Bieg Gra­nią Tatr i było nie­źle, to jed­nak nie chcę tego doświad­cze­nia sma­ko­we­go aż tak czę­sto powta­rzać. Koko­so­wa owsian­ka rządzi.

W pla­nach śnia­da­nio­wych mam też pomysł na eks­tra­wa­gan­cję w posta­ci lio­fi­li­zo­wa­nej kawy, ale muszę ją naj­pierw prze­te­sto­wać, na ile sma­kiem rze­czy­wi­ście dorów­nu­je parzo­nej. Zwy­kłej roz­pusz­czal­nej nie bio­rę pod uwa­gę, w takiej sytu­acji wolę her­ba­tę. Przy oka­zji her­ba­ty – bio­rę też zapas mię­to­wej, dobrze się spraw­dza. w upa­le, a w razie sytu­acji awa­ryj­nej może tro­chę pod­ra­to­wać żołądek.

Obiad/lunch:

Tutaj mam jesz­cze tro­chę dyle­mat. Teo­re­tycz­nie kur­cza­ko­wa tik­ka masa­la od Lyofo­od jest naj­bar­dziej napa­ko­wa­na ener­gią i cał­kiem smacz­na, ale… po kil­ku dniach mogę mieć inne zda­nie. To muszę jesz­cze pote­sto­wać, ale raczej pój­dę w duży zestaw z kur­cza­kiem na zmia­nę ze scha­bem w połą­cze­niu z  zupa­mi. Przez chwi­lę kuszą­ce wyda­wa­ło się rów­nież cur­ry pokrzy­wo­we (moc­no ener­ge­tycz­ne), ale potrwa­ło to tyl­ko do pierw­sze­go testu…

Dodatki:

Na nor­mal­nych bie­gach jem prak­tycz­nie tyl­ko żele i je chcia­łem zabrać, tyl­ko jest z nimi jeden pro­blem – zawie­ra­ją wodę i ważą przez to nie­po­trzeb­nie wię­cej. Bio­rę więc tyl­ko kil­ka ulu­bio­nych od Honey Stin­ger i dobie­ram im do towa­rzy­stwa tro­chę żel­ków tej samej mar­ki. Na ten wyjazd bato­ny (a może raczej cia­stecz­ka?) bar­dziej się przy­da­dzą – tutaj wybór mam jeden, bo prak­tycz­nie bez opo­rów mogę jeść tyl­ko sło­na­we Chia Char­ge. Nie­ko­niecz­nie pod­czas bie­gu , ale jako ener­ge­tycz­ny deser będą w sam raz. Do dese­rów tra­fi też kil­ka paczek lio­fi­li­zo­wa­nych owoców.

Do cało­ści doj­dą jesz­cze, oprócz wspo­mnia­nej kawy i her­ba­ty, napo­je: owo­co­wy sha­ke od Lyofo­od (dla samo­po­czu­cia 😉 ) i cze­ko­la­do­wy napój od Nutrend (reco­ve­ry). Nie mam do koń­ca tyl­ko pomy­słu na smak wody. Nie potrze­bu­ję pako­wać do niej iso­to­ni­ków, bo bio­rę Salt­Sticks, ale dobrze by było mieć coś na zmia­nę sma­ku w piciu… Po latach prób piję w sumie albo samą wodę, albo napój Uni­sport mara­ku­ja od Nutren­da, tyle, że on nie wystę­pu­je w for­mie odwod­nio­nej, a przez to raczej odpa­da… Pew­nie pad­nie na Iso­star w tablet­kach, bo on jest na dru­gim miej­scu mojej listy, cho­ciaż dale­ko za nutrendem.

Pacz­ko­wa­ne lio­fi­li­za­ty i inne spor­to­we jedze­nie spraw­dza­ją się dobrze sma­ko­wo, są nie­źle napa­ko­wa­ne ener­gią, jed­nak nie jest to mak­si­mum ener­ge­tycz­ne jakie moż­na wyci­snąć ze stu gram. W tym momen­cie na ratu­nek przy­cho­dzą orze­chy.

Róż­ne­go rodza­ju orze­chy są na szczy­cie ener­ge­tycz­nej dra­bi­ny – 100 g orze­chów maka­da­mia / pekan ma aż ponad 700 kcal (690–750, zależ­nie od źró­deł)! O ile za maka­da­mia nie prze­pa­dam, to po miesz­ka­niu w USA zosta­ło mi przy­wią­za­nie do pekan (za cia­sto z pekan i syro­pem klo­no­wym nadal potra­fię oddać wiele).

Krót­ko mówiąc, wszyst­ko co zaosz­czę­dzę na wadze sprzę­tu, dopcham orze­cha­mi. Stan na dziś (zakła­da 300g orze­chów):  3100 kcal / dzień, waga jedze­nia 5 kg.

Ps. sły­sza­łem o moż­li­wość zapra­wia­nia wszyst­kie­go dodat­ko­wo ole­jem koko­so­wym czy pal­mo­wym (850–950 kcal / 100 g), ale nie wiem czy ja i mój żołą­dek jeste­śmy na to  gotowi 🙂

Kategorie
bieganie

Plecak na diecie

Przy­go­to­wa­nia do sied­mio­dnio­we­go bie­gu „self-sup­por­ted” to strasz­nie dużo myśle­nia… nawet za daw­nych raj­do­wych cza­sów, nigdy nie musia­łem nosić ze sobą cało­ści wypo­sa­że­nia na 7 dni, zawsze były jakieś prze­pa­ki, cza­sem moż­li­wość dopo­sa­że­nia w skle­pie / od innych zawod­ni­ków. Tu będzie tyl­ko pusty­nia i woda od organizatorów.

Na począt­ku myśla­łem, że wezmę sta­ry ple­cak, zapa­ku­ję spraw­dzo­nym sta­rym sprzę­tem i goto­we, prze­cież nie będę się bawił w zbi­ja­nie kil­ku gra­mów na każ­dym elemencie.

No i niby wyszło, ple­cak pod 15kg bez wody… Real­nie, z tym nie ubie­gnę za szyb­ko, a co gor­sza pew­nie też nie za dale­ko. Więc przy­szła pora na arkusz kal­ku­la­cyj­ny i kolej­ną por­cję myśle­nia – gdzie i jak pozbę­dę się kilo­gra­mów (wiem, mógł­bym po pro­stu zrzu­cić 5 kg wagi z brzu­cha i będzie super, ale… wyszło, że ta moja waga to już lepiej, żeby zosta­ła jak jest zanim prze­gnę z dietami).

Na potrze­by dal­sze­go myśle­nia, musia­łem pod­wę­dzić z kuch­ni wagę i zabrać się za die­tę ple­ca­ka – co moż­na odchu­dzić, a z cze­go zre­zy­gno­wać. Tu poob­ci­na­łem 100g, tam wyrzu­ci­łem 20g i po wszyst­kich ope­ra­cjach zbli­ży­łem się do 9kg, czy­li śred­niej wagi ple­ca­ka wśród zawod­ni­ków. Nie­ste­ty, oka­za­ło się, że jed­nak w tro­chę sprzę­tu muszę się dopo­sa­żyć, jak chcę biec w mia­rę na lek­ko. Na chwi­lę obec­ną wśród nie­wia­do­mych pozo­stał chy­ba już tyl­ko śpi­wór i zapas żywności.

Teraz jesz­cze tyl­ko muszę to wszyst­ko upchnąć w 20 litro­wy plecak…

Kategorie
bieganie podróże

Projekt 4deserts4autism.org

Kie­dy pierw­szy raz usły­sza­łem lata temu o Mara­thon des Sables czy Desert Cup (to chy­ba było gdzieś w oko­li­cach 2004, 4 Deserts jesz­cze nie ist­niał), wyda­wa­ło mi się to czymś nie­sa­mo­wi­tym i nie­osią­gal­nym. Bie­ga­nie trak­to­wa­łem wte­dy bar­dziej jako przy­go­to­wa­nie do Adven­tu­re Racing i nie wyobra­ża­łem sobie star­tu w zawo­dach, któ­re tyl­ko na tym polegają.

Para­dok­sal­nie, pierw­szy raz na pusty­ni pobie­głem lata póź­niej, kie­dy po dłu­giej prze­rwie wró­ci­łem do spor­to­wej aktyw­no­ści. W 2014 i 2015 wzią­łem udział w impre­zie na pusty­ni Gobi, gdzie do prze­by­cia było ok 130 km w kil­ku eta­pach. To był tak napraw­dę pierw­szy impuls, żeby zacząć myśleć o “praw­dzi­wym” star­cie na pustyni.

Temat jed­nak odło­ży­łem na bok na kolej­ne dwa lata i rok po roku wra­ca­łem do wydol­no­ści, któ­ra pozwa­la cie­szyć się bie­giem na każ­dym kilo­me­trze (no, pra­wie każ­dym). Naj­pierw Super­ma­ra­ton Gór Sto­ło­wych, Bieg Rzeź­ni­ka (nostal­gicz­ny come back na tra­sę rów­no po 10 latach), Zimo­wy Ultra­ma­ra­ton Kar­ko­no­ski, potem coraz dalej i wyżej – Lakes Sky Ultra czy wresz­cie Bieg Gra­nią Tatr.

Co cie­ka­we, jesz­cze kil­ka mie­się­cy temu nie myśla­łem na serio o eta­pów­ce na pusty­ni, sku­pia­jąc się wyłącz­nie na górach. Impuls przy­szedł z zupeł­nie nie­ocze­ki­wa­nej stro­ny – na stro­nie bie­ga­czy ultra na Fb poja­wił się post zbie­ra­ją­cy chęt­nych do pro­jek­tu star­tu we wszyst­kich edy­cjach 4 Deserts w ramach pla­no­wa­ne­go pro­gra­mu pew­nej sta­cji tv. Muszę przy­znać, ze strasz­nie spodo­ba­ła mi się ta idea – za cenę odro­bi­ny pry­wat­no­ści poja­wił­by się spon­sor na wszyst­kie 4 eta­py i moż­na było­by się skon­cen­tro­wać na samych tre­nin­gach i jakimś faj­nym dodat­ko­wym celu cha­ry­ta­tyw­nym (a do tego roz­głos medial­ny tyl­ko by się przy­dał). Nadal było to jed­nak moc­no abs­trak­cyj­ne i nie trak­to­wa­łem idei star­tu w tym roku zbyt poważnie.

Prak­tycz­nie do listo­pa­da nie było wia­do­mo co będzie z pla­no­wa­nym medio­wym pro­jek­tem, więc cze­ka­łem… Wresz­cie przy­szła spóź­nio­na wia­do­mość – nic nie będzie, pro­jekt został odwołany.

Niby nic takie­go, w koń­cu prze­cież nie pla­no­wa­łem nigdzie jechać, to nie poja­dę. Tyl­ko, że… tak się nasta­wi­łem psy­chicz­nie na to, że nagle zaczę­ło mi tej wizji bar­dzo bra­ko­wać. Jeśli cze­goś bar­do się chce, to za wie­le nie ma wybo­ru, trze­ba spró­bo­wać to zro­bić. Tak więc pod­li­czy­łem co udźwi­gnie kar­ta kre­dy­to­wa i wpła­ci­łem wpi­so­we. Od tego momen­tu, spra­wa wizja star­tu z pustyn­ne­go mira­żu zamie­ni­ła się w real­ny widok oazy na koń­cu drogi :).

Bieg w jed­nej czy kil­ku edy­cjach 4 pustyń to zawsze duże obcią­że­nie… dla oto­cze­nia zawod­ni­ka. W pewien spo­sób bie­ga­nie i star­ty w tak dużych zawo­dach to bar­dzo ego­istycz­na spra­wa. Czas kie­dy tre­nu­ję, to czas któ­ry muszę wyciąć z życia rodzin­ne­go czy zawo­do­we­go i nie zawsze mogę to sen­sow­nie połączyć.

Nie lubię zasła­nia­nia się “pasją” czy “odkry­wa­niem sie­bie”, bo to bzdu­ra, bie­gam bo lubię i czu­ję się od tego lepiej. Nie jestem zawo­do­wym spor­tow­cem, nie żyję z tego i muszę nawet przed sobą przy­znać, ze to po pro­stu hob­by bez któ­re­go moż­na egzy­sto­wać. Czymś innym będzie krót­ki jog­ging kil­ka razy w tygo­dniu, a czymś innym poświę­ca­nie wie­lu godzin tygo­dnio­wo na tre­ning plus worek pie­nię­dzy na wyjaz­dy i sprzęt. Nie chcę rów­nież, żeby ktoś opła­cał moją “zaba­wę”, kie­dy na świe­cie są dużo waż­niej­sze potrzeby.

Tak dosze­dłem do kon­kre­tu – chcę nadać moje­mu bie­ga­niu sens i uspra­wie­dli­wić się sam przed sobą. Chcę, żeby moje hob­by mogło przy­nieść jakiś wymier­ny pozy­tyw­ny sku­tek i pomóc innym. Z racji, że moja żona od lat zaj­mu­je się dia­gno­zą i tera­pią osób z auty­zmem, natu­ral­nym wybo­rem była zna­na mi orga­ni­za­cja, tak tra­fi­ło na Sto­wa­rzy­sze­nia na Rzecz Osób z Auty­zmem Pro­FU­TU­RO. Sto­wa­rzy­sze­nie zarów­no poma­ga dia­gno­zo­wać i pro­wa­dzić tera­pię dzie­ci, jak też poma­ga już doro­słym auty­stom funk­cjo­no­wać w społeczeństwie.

Start w Nami­bii nie będzie jakimś nie­zwy­kłym doko­na­niem na mia­rę zimo­we­go wej­ścia na K2 czy prze­pły­nię­cia samot­nie oce­anu, ale wie­rzę, że dla wie­lu może być czymś cie­ka­wym, inspi­ra­cją nie tyl­ko do aktyw­no­ści, ale przede wszyst­kim do tego, że może­my połą­czyć zaba­wę z pomo­cą innym. Jeśli na razie pobie­gnię­cie na pusty­ni jest dla was rów­nie abs­trak­cyj­ne jak dla mnie kie­dyś, po pro­stu dołącz­cie tutaj i dziel­cie ze mną ten start.

Na Face­bo­ok zosta­ła utwo­rzo­na zbiór­kę (fun­dra­iser), moż­na wpła­cać bez­po­śred­nio korzy­sta­jąc z płat­no­ści ser­wi­su. Co cie­ka­we, Face­bo­ok nie pobie­ra żad­nych pro­wi­zji od tych wpłat, całość tra­fia na kon­to wybra­nej orga­ni­za­cji. Adres zbiór­ki: https://www.facebook.com/donate/900417960134984/

Jeśli kogoś draż­ni prze­sy­ła­nie pie­nię­dzy poprzez Face­bo­ok, a nadal chce pomóc, na stro­nie www.4deserts4autism.org umie­ści­łem dane Sto­wa­rzy­sze­nia Pro­FU­TU­RO razem z wszyst­ki­mi nie­zbęd­ny­mi infor­ma­cja­mi do przelewu.

To było na tyle przy­dłu­gie­go wstę­pu. Teraz zbie­ram się na tre­ning. Na tej stro­nie podzie­lę się moimi prze­my­śle­nia­mi o przy­go­to­wa­niach, sprzę­cie i wszyst­kim innym zwią­za­nym ze star­tem w Nami­bii… Cokol­wiek, co zain­spi­ru­je Was do wspar­cia dobre­go celu 🙂

ps. jak dotar­li­ście aż do koń­ca tego tek­stu, to teraz chy­ba czas dowie­dzieć się wię­cej o auty­zmie – pole­cam http://pro-futuro.org/autyzm/, https://pl.wikipedia.org/wiki/Spekt…, https://www.autismspeaks.org/ i wie­le innych cie­ka­wych źródeł

Kategorie
wordpress

WordCamp w Poznaniu

WordCamp Poznań 2011

Ten blog, w cza­sach kie­dy był jesz­cze w mia­rę regu­lar­nie aktu­ali­zo­wa­ny, doty­czył w czę­ści tech­nicz­nej głów­nie Word­Pres­sa, a dokład­niej moich z nim zma­gań i doko­nań w zakre­sie tłu­ma­cze­nia. Bywa­ły dni, kie­dy ruch z tego był napraw­dę kon­kret­ny, a i parę cie­ka­wych zle­ceń się przytrafiło.

Pamię­tam z tych daw­nych cza­sów, jak z zazdro­ścią patrzy­łem na spo­tka­nia word­pres­sow­ców, zwa­ne Word­Cam­pa­mi, śle­dzi­łem zapi­ski Mat­ta Mul­len­we­ga podró­żu­ją­ce­go po świe­cie i zasta­na­wia­łem się dla­cze­go cze­goś takie­go nie zor­ga­ni­zo­wać w Polsce.

Minę­ło kil­ka lat od pierw­sze­go WC (nie­zły skrót 😉 ) i spo­tka­nia zawi­ta­ły do Pol­ski. Pierw­szy odbył się w zeszłym roku w Łodzi, w tym roku przy­szedł czas na Poznań. Co praw­da z Word­Pres­sem mam już coraz mniej do czy­nie­nia w sen­sie czy­sto koder­skim, ale cho­ciaż przez sen­ty­ment chęt­nie poja­wię się tam i posłu­cham co nowe­go się dzie­je w tym śro­do­wi­sku, w koń­cu w cią­gu tych paru lat WP wyewo­lu­ował z pro­stej plat­for­my blo­go­wej do peł­no­praw­ne­go zaawan­so­wa­ne­go CMSa.

Do zoba­cze­nia 9–10 grud­nia w Pozna­niu na Word­Camp Poznań 2011!

Kategorie
na szlaku

Marsz Śledzia

Od roku, kie­dy przy oka­zji offro­ado­wej impre­zy Land Rove­rów nad morzem, dowie­dzia­łem się o Mar­szu Śle­dzia, wie­dzia­łem że muszę cho­ciaż raz spró­bo­wać tego spa­ce­ru po wodach Zato­ki Puc­kiej. W tym roku nada­rzy­ła sie oka­zja, uda­ło mi się zała­pać na reje­stra­cję (miej­sca skoń­czy­ły się w 12 min od otwar­cia zapi­sów) i 21 sierp­nia po kil­ku godzi­nach jaz­dy i noc­le­gu na tyl­nym sie­dze­niu disco sta­wi­łem się na star­cie Mar­szu.

Impre­za obej­mu­je kil­ku­go­dzi­ne przej­ście z Kuź­ni­cy do Rewy z krót­ki­mi odci­nak­mi wyma­ga­ją­cy­mi pły­wa­nia, jest też jeden odci­nek dłuż­szy, ale ten moż­na poko­nać przy wspar­ciu mecha­nicz­nym (holu­jąc się za kutrem).

Po dość spraw­nej reje­stra­cji i wypo­sa­że­niu w śle­dzio­wą koszul­kę cała gru­pa ok 100 osób wybra­ła się na start. Sam start nie­co się opóź­nił ze wzglę­du na TVN i ich sil­ną potrze­bę krę­ce­nia star­tu na wła­sne potrze­by :). Tak więc z małym pośli­zgiem wszy­scy wyru­szy­li na trasę.

Począ­tek to kil­ka­dzie­siąt metrów pły­nię­cie, jed­nak na tyle mało, że nie było sen­su nawet myśleć o płe­twach i spo­koj­ną żab­ką szyb­ko moż­na było dotrzeć do wypły­co­ne­go począt­ku mie­li­zny. Od tego miej­sca następ­ne kil­ka kilo­me­trów to już bro­dze­nie w wodzie się­ga­ją­cej od kostek po uda w głęb­szych miej­scach. Jako, że towa­rzy­szy­ła nam ład­na pogo­da, więk­szość dość szyb­ko zaczę­ła prze­ra­biać pian­ki na wer­sje bar­dziej prze­wiew­ne, ja ogra­ni­czy­łem się do pozby­cia pian­ko­wych butów, któ­re przy czła­pa­niu w wodzie bar­dziej prze­szka­dza­ły niż pomagały.

Mniej wię­cej w poło­wie tra­sy, pły­ci­zna zamie­nia się w łachę pia­chu, po któ­rej moż­na już iść suchą nogą. W tym miej­scu orga­ni­za­to­rzy zapla­no­wa­li prze­rwę na „posi­łek rege­ne­ra­cyj­ny” w posta­ci solo­ne­go śle­dzia. Pierw­sze wra­że­nie może nie było naj­lep­sze (śledź w cało­ści i z „zawar­to­ścią”), ale jak się oka­za­ło sma­ko­wał cał­kiem nie­źle, do tego stop­nia że zgło­si­łem się po dokład­kę. Nie­ste­ty, na tym eta­pie bate­ria w kame­rze już odmó­wi­ła posłu­szeń­stwa, więc nie mam doku­men­ta­cji tego posiłku…

Po dłuż­szym wyle­gi­wa­niu i obja­da­niu śle­dzia­mi nad­szedł czas, żeby ruszyć w dal­szą dro­gę. Tutaj zaczy­nał się etap głę­bo­kiej wody, prze­pły­wa­ny przez lokal­nych twar­dzie­li, a holo­wa­ny dla całej resz­ty uczest­ni­ków. Muszę przy­znać, że te 1.5km były­by na pew­no trud­ne, ale bio­rąc pod uwa­gę tem­pe­ra­tu­rę wody chy­ba wolał­bym jed­nak pły­nąć, bo holo­wa­ny za kutrem wymar­z­łem tak potwor­nie, że sto razy bar­dzie wolał­bym zmę­czyć się macha­jąc płe­twa­mi. Może następ­nym razem…

Ogól­nie impre­za bar­dzo faj­na i pod wzglę­dem trud­no­ści na pew­no nie eks­te­mal­na, bar­dziej wyciecz­ko­wa. Ze wzglę­du na pew­ne kon­tro­wer­sje doty­czą­ce tra­sy (wąt­pli­wo­ści eko­lo­gów doty­czą­ce gniaz­do­wa­nia pta­ków), dobrze że odby­wa się raz w roku i do tego w ogra­ni­czo­nej licz­bie uczest­ni­ków. Dzię­ki temu zysku­je też dodat­ko­wej wyjątkowości.

Pozdro­wie­nia dla współ­to­wa­rzy­szy Mar­szu!

Kategorie
po godzinach praca

TRAIL i nowe pomysły

Zaczę­ło się od TRAIL jako pomy­słu na faj­ną spo­łecz­ność, a z cza­sem zaczę­ło się to prze­mie­niać w coraz bar­dziej zaawan­so­wa­ny pro­jekt mapo­wy, albo bar­dziej nauko­wo – GIS. Tak napraw­dę, pierw­szy raz od cza­su stu­diów, zaczą­łem dostrze­gać zale­ty moje­go ofi­cjal­ne­go wykształ­ce­nia, a co waż­niej­sze wyko­rzy­sty­wać to w połą­cze­niu z bie­żą­cym zajęciem.

Nagle zaczą­łem dostrze­gać roz­bu­do­wa­ne spo­łecz­no­ści sku­pio­ne wokół pro­jek­tów takich jak UMP, Open Stre­et Map, QGIS i wie­le innych. Kole­je spo­tka­nia tyl­ko coraz bar­dziej mnie w to wcią­ga­ją, wró­ci­łem nawet do paru ksią­żek z cza­su stu­diów, a to już ewe­ne­ment, bo nawet w tam­tym okre­sie nie za czę­sto do nich zaglądałem…

Jestem cie­kaw, na ile uda nam się połą­czyć realia mar­ke­tin­go­we (pro­jekt musi się z cze­goś utrzy­mać) z wszyst­ki­mi pomy­sła­mi na stwo­rze­nie świet­ne­go narzę­dzia mapo­we­go, mam nadzie­ję, że da się to połą­czyć, ale jak będzie to tyl­ko czas poka­że. Na razie idzie nieźle…

Za tydzień wyjazd na kaja­ki do Czar­no­gó­ry, może będzie wresz­cie oka­zja na mniej powią­za­ny z pra­cą wpis (no i czę­ściej niż raz na 4 mie­sią­ce). Do usłyszenia.

Kategorie
kajak na szlaku

Big Dog

Zima za pasem, a ja nadal nie napi­sa­łem o dwóch świet­nych wyjaz­dach kaja­ko­wych do Czech ze spraw­dzo­ną eki­pą Próch­na w Kaja­ku. Do wio­sny raczej nigdzie się kaja­ko­wać już nie wybio­rę (no chy­ba, żeby zje­chać kaja­kiem z jakiejś gór­ki jak przy­śnie­ży), powspo­mi­nać warto.

Dla mnie głów­ny cel był jeden – wybrać dla sie­bie kajak na przy­szły sezon. Od 2 lat, kie­dy zaczą­łem pły­wać po górach pró­bo­wa­łem róż­nych poży­czo­nych sprzę­tów (dzię­ki wiel­kie wszyst­kim któ­rzy pod­ję­li ryzy­kow­ne decy­zje uży­cze­nia mi kaja­ka i innych czę­ści wypo­sa­że­nia), teraz wresz­cie czu­ję się na tyle kom­pe­tent­ny, żeby wybrać coś własnego.

Od zeszłe­go roku byłem strasz­nie nakrę­co­ny na model Detox fir­my Flu­id, i to wła­śnie ten kajak chcia­łem naj­moc­niej prze­te­sto­wać na Hame­ra­ku we wrze­śniu. Rzecz­ka na testy jest w sam raz, WW I do III, łącz­nie 3 faj­ne kaska­dy. Tro­chę się jed­nak spóź­ni­łem na start (pierw­szy zjazd zro­bi­łem na poży­czo­nym sta­rym kaja­ku) i oka­za­ło się, że Detox jest dość popu­lar­nym mode­lem i muszę się zado­wo­lić czymś innym tego dnia. Stwier­dzi­łem, że bio­rę co leży i w ten spo­sób „przy­własz­czy­łem” na resz­tę dnia nowiut­kie­go, czer­wo­ne­go For­ce’a 7.7 bry­tyj­skiej fir­my Big Dog. Efekt pierw­szej run­dy prze­szedł moje naj­śmiel­sze ocze­ki­wa­nia, kajak pły­nął tam gdzie chcia­łem (co w moim przy­pad­ku nie­ste­ty nie jest oczy­wi­sto­ścią), sta­bil­ny był nie­sa­mo­wi­cie, a jed­no­cze­śnie zwrot­ny i wygod­ny, po pro­stu cudo. Zachę­co­ny tymi pró­ba­mi, nie mogłem się docze­kać tego wyma­rzo­ne­go Deto­xa na dru­gi dzień.

Dru­gie­go dnia kar­nie od rana (no pra­wie rana, bo Cze­si jak zwy­kle nie­co prze­cią­gnę­li impre­zę) sta­wi­łem się po odbiór Flu­ida. I nie­ste­ty na tym mój entu­zjazm się skoń­czył. Łód­ka sła­biej wyko­na­na w środ­ku, dużo mniej wygod­na, a co dla mnie waż­niej­sze bar­dzo ner­wo­wa na kra­wę­dziach (to aku­rat mój indy­wi­du­al­ny pro­blem, że nie umiem pły­wać w prze­chy­łach, ale dla wybo­ru kaja­ka dla sie­bie to istot­ne). Po jed­nej run­dzie ścier­pły mi nogi, zali­czy­łem „kabi­nę” na trze­ciej kaska­dzie i ogól­nie już tęsk­ni­łem za For­ce­’m. Żeby nie było wąt­pli­wo­ści, zro­bi­łem dru­gą run­dę, po czym tyl­ko bar­dziej ścier­pły mi nogi i po raz kolej­ny wylą­do­wa­łem na tym samym drze­wie na kaska­dzie. Czy­li krót­ko mówiąc, na tym marze­nia o Deto­xie się zakoń­czy­ły, a zaczę­ły o Big Dogu

Kil­ka tygo­dniu póź­niej, nada­rzy­ła się oka­zja, żeby dokoń­czyć testy i wresz­cie coś wybrać. Na Vavri­nec­kim Poto­ku dokoń­czy­li­śmy testo­wa­nie kaja­ków (i cier­pli­wo­ści dys­try­bu­to­ra) i chy­ba wresz­cie wybra­li­śmy nowe pojazdy.

Vavri­nec to rzecz­ka nie­co mniej atrak­cyj­na od Hame­ra­ka (tyl­ko jed­na kon­kret­na kaska­da plus tro­chę dro­bia­zgów), ale pozwo­li­ła dobrze pote­sto­wać wybra­ne mode­le Big Doga. Oka­za­ło się, że w ofer­cie mają 2 bar­dzo podob­ne kaja­ki: For­ce i Flux. O ile ten pierw­szy to raso­wy river run­ner, to ten dru­gi pro­du­cent rekla­mu­je jako river run­ner z zacię­ciem do zaba­wy. Z wyglą­du bar­dzo podob­ne, wypor­no­ścią rów­nież, róż­nią się nie­co kształ­tem kadłu­ba i zacho­wa­niem. Flux to fak­tycz­nie tro­chę bar­dziej wyma­ga­ją­ca łód­ka, nie­co mniej wygod­na i zwrot­na niesamowicie.

O ile zdro­wy roz­są­dek cały czas mi pod­po­wia­dał Force­’a 7.7, to już moja ambi­cja sta­wia­ła zde­cy­do­wa­nie na mniej­sze­go Flu­xa 7.3… Dwa dni zasta­na­wia­łem się co z tym zro­bić i osta­tecz­nie sta­nę­ło jed­nak na ambicji 🙂

Teraz czas tyl­ko pocze­kać na dosta­wę i wybrać się na jakiś tre­ning zanim jesz­cze lód sku­je jezioro…

ps. film z Vavrin­ca i fot­ki z Hame­ra­ka autor­stwa ojca dyrek­to­ra, Jar­ka

Kategorie
na szlaku

Projekt „na szlaku”

Naczy­ta­łem się spo­ro o róż­ne­go rodza­ju „start-upach”, a teraz nad­szedł wresz­cie czas na dłu­go ocze­ki­wa­ny wła­sny pro­jekt. W cią­gu naj­bliż­szych kil­ku mie­się­cy, ujrzy świa­tło dzien­ne połą­cze­nie mojej pra­cy i hob­by, czy­li nowy ser­wis poświę­co­ny tury­sty­ce aktyw­nej w Pol­sce. Wie­le kilo­me­trów prze­by­tych na raj­dach AR, czy po pro­stu z spa­ce­ro­wo ple­ca­kiem w róż­nych miej­scach świa­ta spra­wi­ło, że napraw­dę doce­niam, to co mamy pod wła­snym nosem.

Jed­no­cze­śnie zda­ję sobie spra­wę, jak dale­ko jeste­śmy w tyle jeśli cho­dzi o roz­wój aktyw­nej tury­sty­ki w porów­na­niu z naszy­mi zachod­ni­mi sąsia­da­mi (co cie­ka­we, oni się tym nie przej­mu­ją i coraz licz­niej odwie­dza­ją nasz kraj). Z tej to „świa­do­mo­ści” powstał pomysł na bazę naszych lokal­nych szla­ków tury­stycz­nych w połą­cze­niu z infor­ma­cja­mi od samych użyt­kow­ni­ków. Coś jak lokal­ne Eve­ry­tra­il (nie będę prze­cież uda­wał że mój pomysł jest jedy­ny i naj­lep­szy – po pro­stu chcę parę rze­czy zro­bić lepiej niż gdzie indziej 😉 ). Chcę spra­wić że nowy ser­wis będzie pod­sta­wo­wym narzę­dziem przed krót­szą lub dłuż­szą wyciecz­ką w teren, a może nawet pod­czas (w koń­cu GPSy w tele­fo­nach to też już nie egzotyka).

Pomysł jest dość ambit­ny, mimo współ­pra­cy z PTTK i wspar­cia UE (tak, to się już uda­ło), nie jest łatwo o nie­zbęd­ne infor­ma­cje, ale po tro­chu dążę (a wła­ści­wie dąży­my, bo nie dzia­łam sam) do celu.

Teraz przej­dę do naj­waż­niej­sze­go – szu­kam osób któ­re chcia­ły­by współ­pra­co­wać przy budo­wie tego ser­wi­su (por­ta­lu, prze­wod­ni­ka czy jak to ina­czej nazwać), szcze­gól­nie zale­ży mi na kon­tak­cie z oso­ba­mi lubią­cy­mi szwen­dać się po pol­skich szla­kach, robić do tego faj­ne fot­ki i pisać o tym co widzie­li. Jeśli czy­ta­cie to i macie ocho­tę dołą­czyć, to pisz­cie do mnie (adres u góry stro­ny), dzwoń­cie lub dołą­czaj­cie do stro­ny na Face­bo­oku – parę osób już tam jest.