Kategorie
na szlaku

UE i turystyka w Wielkopolsce

Bar­dzo moc­no inte­re­su­ję się ostat­nio dofi­nan­so­wa­nia­mi unij­ny­mi i faj­ny­mi pro­jek­ta­mi zwią­za­nym z tury­sty­ką. Jak na zamó­wie­nie uka­zał się ostat­nio doda­tek lokal­ny do Gaze­ty, doty­czą­cy cie­ka­wy­mi przy­kła­da­mi inwe­sty­cji wspie­ra­nych z róż­nych pro­gra­mów unijnych.

Wie­le z nich na pew­no nigdy nie wyszło­by poza fazy pla­nów, gdy­by nie te dodat­ko­we pie­nią­dze, a tak jest szan­sa na infra­struk­tu­rę zbli­żo­ną do tej po zachod­niej stro­nie gra­ni­cy. Moje ulu­bio­ne pro­jek­ty z zesta­wie­nia poniżej.

  1. Kaja­kiem przez Pusz­czę Zie­lon­kę to wyzna­cze­nie ponad 11km szla­ków wod­nych mię­dzy Pobie­dzi­ska­mi i Tucz­nem. To kolej­ne świet­ne przed­się­wzię­cie w tej oko­li­cy (wyty­czo­no już kil­ka­set km szla­ków rowe­ro­wych) i zapo­wia­da się napraw­dę cie­ka­wie. Do tego pomy­sło­daw­cy twier­dzą, że to dopie­ro pierw­szy etap więk­sze­go pro­jek­tu, mam nadzie­ję że nie ostatni.
  2. Spa­cer bul­wa­rem nad War­tą to rewe­la­cja, tyl­ko dla­cze­go w Koni­nie, a nie w Pozna­niu? Brak „życia” nad rze­ką w Pozna­niu to coś co mnie bar­dzo boli, bo przed ocza­mi mam zawsze miej­skie tere­ny nad­rzecz­ne w mia­stach Euro­py i Ame­ry­ki. Tam to jest duma i cen­trum mia­sta, a u nas? Tak czy ina­czej bra­wa dla Konina.
  3. Baza wod­na na Note­ci w Czarn­ko­wie dla kaja­ka­rzy, żegla­rzy i moto­ro­wod­nia­ków, takie pro­jek­ty powin­ny powsta­wać wszę­dzie gdzie się da, bo mimo malow­ni­czych rzek w Pol­sce tury­sty­ka wod­na nie roz­wi­ja się zbyt oszałamiająco.
  4. Infor­ma­cja o szla­kach tury­stycz­nych w oko­li­cach Gnie­zna czy­li to co powin­no daw­no ist­nieć w każ­dym powiecie…
Kategorie
aktywnie

Wirująca owieczka

tor kajakowy

Daw­no ocze­ki­wa­na wyciecz­ka na Pierw­szy Upust Wody Na Zapo­rze Leśniań­skiej za nami. Eks­tre­mum nie było, ale faj­na zaba­wa cał­kiem nie­zła. Poza samą rze­ką jestem pod wra­że­niem oko­li­cy, a przede wszyst­kim głów­nej atrak­cji, czy­li nie­miec­kiej zapo­ry impo­nu­ją­co zamy­ka­ją­cej zalew.

Sam odci­nek od zapo­ry do Luba­nia miał kil­ka cie­kaw­szych momen­tów WW i dłu­uuugi odci­nek bez emo­cji za to moc­no relak­su­ją­cy. Był na tyle relak­su­ją­cy i dłu­gi, że w nie­dzie­lę pły­wa­li­śmy już tyl­ko na odcin­ku do toru kaja­ko­we­go w Leśnej. A na samym torze emo­cji dla takie­go ama­to­ra WW, jak ja, było wystar­cza­ją­co. Co mnie bar­dzo cie­szy, to to, że widzę pro­gres od zeszłe­go roku, coraz czę­ściej rze­kę poko­nu­ję w odpo­wied­niej kon­fi­gu­ra­cji (gło­wą do góry) i mogę już poba­wić się na małych fal­kach, a nie tyl­ko wal­czyć o prze­trwa­nie. Cie­ka­we jak to zwe­ry­fi­ku­ją alpej­skie rze­ki w tym roku…

Pod­su­mo­wu­jąc: świet­na wyciecz­ka dla ama­to­rów kaja­kar­stwa, któ­rzy oprócz odprę­ża­ją­cej wyciecz­ki mają ocho­tę na odro­bi­nę adre­na­li­ny na „pra­wie gór­skiej rze­ce” (wia­do­mo jak to jest z „pra­wie”). Miłym akcen­tem były rów­nież kieł­ba­ski wli­czo­ne w cenę spły­wu (10zł za dwa dni), zabez­pie­cze­nie w bar­dziej ryzy­kow­nych miej­scach i moż­li­wość wypo­ży­cze­nia na miej­scu sprzę­tu. Ogól­nie bra­wa dla orga­ni­za­to­rów za faj­ną impre­zę i oby star­czy­ło zapa­łu na kolej­ne. Może tyl­ko war­to by było następ­nym razem prze­pły­nąć się wcze­śniej i usu­nąć tro­chę rzecz­ne­go śmiet­ni­ka ze spo­koj­niej­szych odcin­ków przed Lubaniem.

Poni­żej jak zwy­kle kil­ka fotek (róż­nej jako­ści, com­pact radzi sobie tyl­ko jak ma 100% dobre­go światła).

ps. dla­cze­go owiecz­ka? Ano tak mi się w pamię­ci utrwaliła.

Kategorie
na szlaku

Nosidło

Razem z wio­sen­nym ocie­ple­niem (przy­naj­mniej teo­re­tycz­nym) zaczę­li­śmy wybie­rać się na krót­sze i dłuż­sze wyciecz­ki, teraz już w trój­kę. Po pierw­szych doświad­cze­niach z nosi­deł­kiem dla dziec­ka, poży­cza­nym od zna­jo­mych (dzię­ki Matej­ce z WGL), posta­no­wi­li­śmy kupić taki wyna­la­zek na stałe.

Na ryn­ku dostęp­ne są nosi­dła więk­szo­ści out­do­oro­wych firm (Deu­ter, Sale­wa, Lafu­ma, Fjord Nan­sen, Taton­ka). Po krót­kim roze­zna­niu na ryn­ku zde­cy­do­wa­łem się na Deu­te­ra. W ofer­cie są trzy mode­le, przy czym naj­tań­szy ma jak dla mnie tro­chę za mało „prze­strze­ni ładun­ko­wej”, a naj­droż­szy, hmm… jest najdroższy.

Tak więc wypa­dło na model Kid Com­fort II, kom­pro­mis mię­dzy „baje­ra­mi” a ceną. Co w wypo­sa­że­niu? Na pew­no rewe­la­cyj­ny sys­tem nośny, porów­nu­jąc do innych nosi­deł, a nawet do zwy­kłych ple­ca­ków któ­re uży­wa­łem, to ten z Kid Com­fort jest rewe­la­cyj­ny. Kie­sze­ni w zesta­wie spo­ro i roz­ło­żo­ne cał­kiem sen­sow­nie, na uwa­gę zasłu­gu­je cał­kiem przy­dat­na kie­szon­ka na camel­ba­ka, mój 3l zmie­ścił się bez problemu.

W wypo­sa­że­niu jest rów­nież miś-podróż­nik, któ­ry natych­miast stał się naj­waż­niej­szym ele­men­tem nosi­dła (trze­ba tyl­ko uwa­żać bo ma ten­den­cję do wędro­wa­nia wła­sny­mi ścież­ka­mi). Całość jest bar­dzo lek­ka, więc moż­na zała­do­wać „wypo­sa­że­nia” do opo­ru (a dokład­niej do limi­tu 22kg).

Do zesta­wu doku­pi­łem daszek od słoń­ca z małą osło­ną od desz­czu, ale nie jestem pewien czy, bio­rąc pod uwa­gę nasz kli­mat, lep­szym wybo­rem nie był­by pełen pokro­wiec przeciwdeszczowy.

Po dwóch dniach uży­wa­nia na jed­no­dnio­wych wyciecz­kach, nie uda­ło nam się tyl­ko wypra­co­wać sen­sow­ne­go ukła­du pasków na czas spa­nia, jedy­ny układ jaki wyda­wał się dzia­łać, to taki „na kanap­kę” czy­li moc­niej ści­śnię­ty, żeby mała mogla opie­rać opie­rać gło­wę bez oba­wy o zwich­nię­cie kar­ku na nie­rów­no­ściach. Z jakie­goś powo­du w testo­wa­nym wcze­śniej nosi­dle z wypo­ży­czal­ni jakoś lepiej leża­ła, ale może to tyl­ko złudzenie.

Ogól­nie nosi­dło spra­wu­je się świet­nie, a co naj­waż­niej­sze, Amel­ka je polu­bi­ła. Szcze­gól­nie ten ostat­ni argu­ment spra­wia, że zakup uzna­ję ofi­cjal­nie za uda­ny. Teraz zosta­je tyl­ko pla­no­wać kolej­ne szla­ki do przedreptania…

Kategorie
na szlaku

Wiosna na szlaku

Daw­no nie spraw­dza­łem co się dzie­je w oko­li­cy moje­go ulu­bio­ne­go „bie­go­we­go” stru­my­ka na Bie­dru­sku. Oka­za­ło się, że (pew­nie już daw­no) pocią­gnię­to dalej nie­bie­ski rowe­ro­wy szlak, jest to w mojej pry­wat­nej opi­nii jeden z cie­kaw­szych rowe­ro­wych kawał­ków w oko­li­cy Pozna­nia. Dzi­siaj prze­sze­dłem się tam pie­szo, war­to się prze­drzeć wzdłuż rzecz­ki, bo to przy­kład pra­co­wi­to­ści bobrów w książ­ko­wej posta­ci. Kil­ka fotek poniżej.

Kategorie
aktywnie

Salomon Nordic Sunday

Zima nawet w Pozna­niu nad­zwy­czaj­nie dopi­sa­ła w tym roku, jed­nak już od grud­nia cze­ka­łem tyl­ko na oka­zję żeby wyrwać się do Jaku­szyc na bie­gów­ki. Izer­skie szla­ki nie dadzą się niczym zastą­pić. Naresz­cie w ten week­end oka­zja się nada­rzy­ła i już w pią­tek wie­czo­rem wylą­do­wa­lem w Szklar­skiej w cał­kiem miłej noc­le­gow­ni o nazwie Cha­ta Izer­ska (pomi­mo usil­nych sta­rań GPSa, któ­ry kazał mi w środ­ku zimy pły­nąć pro­mem 🙂 ). Plan na wyjazd był pro­sty – rekre­acyj­nie pobie­gać, napić się piwa i poga­dać ze zna­jo­my­mi ze Spe­leo star­tu­ją­cy­mi w Salo­mon Nor­dic Sun­day.

Pogo­da, jak na Jaku­szy­ce, była dość mgli­sta, za to tem­pe­ra­tu­ra i śnieg dosko­na­łe. Począt­ko­wo zamie­rza­łem wresz­cie wypo­sa­żyć się we wła­sne nar­ty, jed­nak oka­za­ło się ze zima w tym roku zasko­czy­ła nie tyl­ko dro­go­wców i o zaku­pie wybra­ne­go mode­lu mogę tyl­ko poma­rzyć. Skoń­czy­ło się więc na wypo­ży­cze­niu nar­tek do łyż­wy o lek­ko dam­skim desi­gnie (tyl­ko takie zosta­ły na moją wagę) i dru­giej pary do klasyka.

Sobot­nie przed­po­łu­dnie zeszło na jaz­dę  łyż­wą po tra­sach zapla­no­wa­nych na nie­dziel­ne zawo­dy. Sam się zdzi­wi­łem, że po dłu­giej prze­rwie (ponad rok) kon­dy­cja spa­dła, ale tech­ni­ka się popra­wi­ła (!). Po połu­dniu zabra­łem się za testo­wa­nie pro­fe­sjo­nal­nych nart do kla­sy­ka i nie­ste­ty tu już tak pięk­nie nie było. Pierw­szy raz śli­zga­łem się kla­sycz­nie na nar­tach bez łuski, tyl­ko z kli­strem, oka­za­ło się ze taki sprzęt wyma­ga nie­co wyż­sze­go pozio­mu niż ja pre­zen­tu­ję. Dość powie­dzieć, że dopie­ro po ok 5km i zdo­by­ciu Samo­lo­tu zczą­łem łapać jak się odpy­chać pod górę żeby smar trzy­mał. Ogól­ny wnio­sek pozo­stał jeden – łyż­wą lepiej.

Do tego stop­nia lepiej, że w przy­pły­wie opty­mi­zmu posta­no­wi­łem zapi­sać się na start tym sty­lem w nie­dziel­nych zawo­dach. Dla tych, któ­rzy jesz­cze nie zna­ją cyklu, kil­ka słów wpro­wa­dze­nia. Jak piszą orga­ni­za­to­rzy na stro­nie sns-nartybiegowe.pl:

Pierw­szy w Pol­sce cykl zawo­dów w nar­ciar­stwie bie­go­wym dla ama­to­rów. Do uczest­nic­twa w zawo­dach zachę­ca­my wszyst­kich, dla któ­rych zimo­wą porą bie­ga­nie na nar­tach jest for­mą aktyw­no­ści rucho­wej, spo­so­bem spę­dza­nia wol­ne­go cza­su w dobrym towa­rzy­stwie i pięk­nym oto­cze­niu oraz pra­gną­cych spor­to­wej rywalizacji.

Trze­ba uczci­wie przy­znać, że to napraw­dę faj­ne zawo­dy dla każ­de­go, limi­ty cza­so­we są spo­re, a dodat­ko­we nagro­dy loso­wa­ne są na koniec wśród wszyst­kich uczest­ni­ków. Do tego do dys­po­zy­cji uczest­ni­ków jest spo­ro cia­stek, bana­nów i cze­ko­la­dy oraz gorą­ca her­ba­ta z sokiem malinowym.

O 11 na star­cie sta­wi­ło się oko­ło 150 zawod­ni­ków i zawod­ni­czek, żeby poko­nać 10-cio lub 20-km tra­sę. Zgod­nie z moim szczę­ściem, oka­za­ło się, że ta edy­cja popro­wa­dzo­na jest na naj­trud­niej­szym warian­cie tra­sy z ostrym pod­bie­giem na samym począt­ku (Buczki i Samo­lot), nie popsu­ło to jed­nak moje­go opty­mi­zmu i o 11.15 ruszy­łem na jed­no kół­ko trasy.

Bie­gło się świet­nie, bez nad­mier­ne­go kato­wa­nia dotar­łem do mety wca­le nie ostat­ni, co mnie bar­dzo mile zasko­czy­ło i zaostrzy­ło ape­tyt na kolej­ną edy­cję za 2 tygo­dnie (tak, już zde­cy­do­wa­łem). Praw­dzi­wą kla­sę poka­za­ła Kasia Zając ze Spe­leo, wygry­wa­jąc w kla­sie Eli­te sty­lem kla­sycz­nym, gratulacje!

To tyle, do zoba­cze­nia na następ­nym SNS, a tym­cza­sem parę fotek do obej­rze­nia na fejs­bu­ko­wej stro­nie Spe­leo. Przy oka­zji war­to pamię­tać, że rów­nież za nie­co ponad 2 tygo­dnie rusza 34-ta edy­cja Bie­gu Pia­stów, kul­to­we­go wyści­gu na dystan­sie 50km. To jed­nak tro­chę za dłu­gi dystans jak na start po prze­rwie, więc w tym roku nawet o tym nie myślę, ale za rok, kto wie…

Kategorie
wordpress

WordPress po polsku, nowy etap tłumaczenia

Przez kil­ka lat utrzy­my­wa­łem w mia­rę aktu­al­ne pol­skie tłu­ma­cze­nie plat­for­my Word­Press, moty­wo­wa­ny pozy­tyw­ny­mi opi­nia­mi i wła­sną potrze­bą przy­go­to­wy­wa­łem aktu­ali­za­cję prak­tycz­nie na rów­no z ofi­cjal­nym wyda­niem nowej wer­sji. Jed­nak wszyst­ko musi się kie­dyś skończyć…

Od cza­su poja­wie­nia się „ofi­cjal­nej” wer­sji na stro­nach WP mój entu­zjazm słabł, a siły zaczą­łem kie­ro­wać na bar­dziej pro­duk­tyw­ne zaję­cia. Wer­sja 2.9 była pierw­szą, do któ­rej nie przy­go­to­wa­łem mojej wer­sji tłu­ma­cze­nia. Oka­za­ło się jed­nak, że było ono na tyle popu­lar­ne, że spo­ro osób pro­si­ło o jakąś kontynuację.

W związ­ku z zapo­trze­bo­wa­niem i jed­no­cze­śnie z dekla­ra­cja­mi nie­któ­rych osób o chę­ci pomo­cy, umie­ści­łem moją wer­sję w repo­zy­to­rium GIT i wrzu­ci­łem na GitHu­ba. W sumie cał­kiem faj­nie, jesli zna­leź­li­by się chęt­ni kon­ty­nu­ować to tłu­ma­cze­nie. Pli­ki są do pobranie/forkowania pod adre­sem http://github.com/snowdog/WordPress-i18n-pl_PL.

Kategorie
różne

Noworoczne bieganie

Nowy rok (sor­ry, Nowy Rok) zaczął się kon­kur­so­wo – bez kaca i ze świa­tem za oknem przy­kry­tym kil­ku­cen­ty­me­tro­wą war­stwą śnie­gu. Dla miesz­kań­ców gór to raczej nic wyjąt­ko­we­go (śnieg, oczy­wi­ście), ale w Pozna­niu nie zda­rza się to aż tak często.

Pół dnia na rodzin­nym spa­ce­rze nastro­iło mnie dodat­ko­wo na tyle opty­mi­stycz­nie, że zaraz po powro­cie (zaraz jest ter­mi­nem moc­no rela­tyw­nym) zde­cy­do­wa­łem roz­po­cząć sezon bie­go­wy 2010.

Pogo­da była na bie­ga­nie – nie za zim­no, śnieg przy­jem­nie zakry­wa wszel­kie śmie­ci w oko­li­cy i jed­no­cze­śnie nie jest zbyt śli­sko, świet­na do roz­po­czę­cia wdra­ża­nia nowo­rocz­nych posta­no­wień. Taki dzień jak dzi­siaj pozwa­la napraw­dę nacie­szyć się bie­ga­niem w tere­nie (mod­ny ter­min tra­il run­ning) – pod­czas prze­bież­ki zała­pa­łem się dodat­ko­wo na sta­do saren i fajer­wer­ki oglą­da­ne z more­no­wych pagór­ków na Mora­sku, i wszyst­ko to nadal w gra­ni­cach miasta.

Na dwo­rze mnó­stwo ludzi, aż miło popa­trzeć jak coraz wię­cej osób aktyw­nie spę­dza czas – czy to bie­ga­jąc, odpy­cha­jąc się kij­ka­mi (nor­dic wal­king) czy posu­wa­jąc na nar­tach (śla­dy jed­ne­go bie­gów­ko­wi­cza na śnie­gu). Oby dal­sza część roku była co naj­mniej taka, jak pierw­szy dzień…

To by było na tyle nowo­rocz­nych prze­my­śleń, więc koń­czę i życzę Wam wszyst­kim wszyst­kie­go naj­lep­sze­go w Nowym Roku!

Kategorie
sushi

Sushi po sąsiedzku

Oj, daw­no nic nie pisa­łem o sushi, a co dużo gor­sze daw­no nic sam nie robi­łem. Tak jakoś się skła­da, życie. Czas znów coś poro­bić, szcze­gól­nie że inspi­ra­cji dooko­ła coraz wię­cej, podob­no w samym Pozna­niu jest już 15 barów sushi…

Ostat­nio, prze­sia­du­jąc do póź­na w pra­cy, w prze­rwie wpa­dłem do nowe­go sąsiedz­kie­go baru – Hana­mi Sushi na Wro­cław­skiej 21. W środ­ku dość miło i przy­tul­nie, cho­ciaż widać też że dopie­ro szu­ka­ją swo­je­go sty­lu (knaj­pa funk­cjo­nu­je od ok 1.5 mie­sią­ca). Co cie­ka­we nie zauwa­ży­łem za dużo nawią­zań do nazwy (wiki: hana­mi), ale może się to zmie­ni z cza­sem, wyda­je mi się że daje ona spo­ry poten­cjał jeśli cho­dzi o budo­wa­nie okre­ślo­ne­go klimatu.

Kar­ta ma spo­ro cie­ka­wych pozy­cji, któ­re mogą zasko­czyć nawet doświad­czo­ne­go miło­śni­ka sushi – spo­ro zesta­wów to autor­skie kom­po­zy­cje. Ja wybra­łem zestaw swe­et, wyjąt­ko­wo ory­gi­nal­ny. Skła­da­ło się na nie­go 12 kawał­ków w 3 rodza­jach – nigri z omle­tem i dwa rodza­je rolek – jed­na zawi­ja­na w cia­sto nale­śi­ko­we, a dru­ga będą­ca połą­cze­niem tra­dy­cyj­nej rol­ki z suri­mi i nigri z krewetką. 

Szcze­gól­nie to ostat­nie to jak dla mnie hit – rewe­la­cyj­ne połą­cze­nie, do tego jesz­cze przy­ozdo­bio­ne na wierz­chu żura­wi­ną. Zazwy­czaj nie jestem fanem palusz­ków kra­bo­wych, ale w tym połą­cze­niu, dzię­ki ory­gi­nal­ne­mu i zde­cy­do­wa­ne­mu słod­ko-ostre­mu sma­ko­wi zyska­ły dla mnie nowy wymiar… 

Coś czu­ję, że trze­ba będzie przy­go­to­wać sta­ły fir­mo­wy budżet na lun­che w Hana­mi, w koń­cu mam do nich tyl­ko 20m.

Kategorie
aktywnie

Kajakarzem jeszcze też nie…

…ale się staram.

Poprzed­ni week­end upły­nął pod zna­kiem świet­nej zaba­wy i gło­śne­go szczę­ka­nia zęba­mi. Ok 40km od Pra­gi na rze­ce Vavri­nec­ki potok odbył się kolej­ny cze­ski out­do­oro­wy event. Jak zwy­kle u Cze­chów na miej­scu poja­wi­ło się mnó­stwo ama­to­rów aktyw­ne­go spę­dza­nia cza­su (kie­dy u nas tak będzie?), lało się spo­ro piwa i śli­wo­wi­cy, ale przede wszyst­kim rewe­la­cyj­nie się pły­wa­ło. Trzy kąpie­le musia­łem zali­czyć, ale war­to było, bo lawi­ro­wa­nie mię­dzy pod­to­pio­ny­mi drze­wa­mi to coś, cze­go nawet we Fran­cji nie było.

Kul­mi­na­cją kil­ku­go­dzin­nej tra­sy spły­wu była Tousic­ka kaska­da, przej­ście o trud­no­ści WW IV. Z nie­ukry­wa­ną dumą muszę przy­znać, że aku­rat to prze­pły­ną­łem w odpo­wied­niej kon­fi­gu­ra­cji, czy­li dnem do dołu 🙂

Kaska­da z góry robi­ła cał­kiem nie­złe wra­że­nie i adre­na­li­na dobrze popra­wia­ła krą­że­nie na tym odcinku.

A oto i fil­mik zło­żo­ny przez kie­row­ni­ka Jarka.

Kategorie
podróże

Nostalgia

kalafiornia

Czas bie­gnie szyb­ko, odkryw­cze stwier­dze­nie to nie jest, ale cza­sem zda­ję sobie z tego spra­wę bar­dziej niż zwy­kle. Przy pra­cy nad nowym podróż­ni­czo-inter­ne­to­wym pro­jek­tem (tym razem to mój wła­sny!) prze­ko­pu­ję się przez prze­past­ne prze­strze­nie tury­stycz­ne­go inter­ne­tu szu­ka­jąc źró­deł inspi­ra­cji, wia­do­mo­ści i paru innych tema­tów. Poszu­ki­wa­nia sta­ły się też dobrym pre­tek­stem do odszu­ka­nia wła­snych źródeł.

Prze­glą­da­jąc daw­ne stro­ny odkry­łem, z nie­ma­łym zdzi­wie­niem, że nadal w sie­ci ist­nie­je moja sta­ra (patrząc w kate­go­riach Inter­ne­tu to nawet bar­dzo sta­ra) stro­na inter­ne­to­wa z cza­su kie­dy miesz­ka­łem w CA. Łez­ka w oku może się zakrę­cić, a skła­da­ją się na to dwa elementy…

Po pierw­sze to był genial­ny czas, zero zobo­wią­zań, życie od week­en­du do week­en­du, żeby tyl­ko poje­chać i zrobić/zobaczyć coś faj­ne­go, pra­ca bez stre­su, cho­ciaż może nie cał­kiem roz­wi­ja­ją­ca… Patrząc na fot­ki wra­ca mnó­stwo świet­nych przy­gód, któ­re prze­ży­li­śmy w USA – szcze­gól­nie pole­cam album z Mt. Whit­ney, któ­ry mógł rów­nie dobrze nigdy nie ujrzeć świa­tła dzien­ne­go, bio­rąc pod uwa­gę parę głu­pich decy­zji któ­re wte­dy podjęliśmy.

Dru­gą część nostal­gii zro­zu­mie każ­dy kto zna moje obec­ne zaję­cie, kie­dy patrzę po 6 latach na moje „dzie­ło” to wte­dy dopie­ro zbie­ra się na płacz :). To niby tyl­ko kil­ka lat, a jak dużo się zmie­ni­ło. Spójrz­cie na pod­pis pod stro­ną, do tej pory nie mogę uwie­rzyć że to ja sam napi­sa­łem… Do tego ślicz­ne fla­sho­we intro i buja­ją­ce się menu, nor­mal­nie perełka.

Co naj­cie­kaw­sze, stro­na znaj­du­je się na kon­cie nie­opła­ca­nym od 5 lat i nadal ist­nie­je. Nie­ste­ty bazę danych dra­nie wyłą­czy­li, więc niu­sy już nie dzia­ła­ją. Jestem cie­kaw jak dłu­go to jesz­cze potrwa i spraw­dza­nie tego będzie zawsze faj­nym wytłu­ma­cze­niem powro­tu do tej strony.

Dla zain­te­re­so­wa­nych: adres to adventuretravel.prv.pl lub w bar­dziej „oglą­dal­nej” wer­sji baz ramek .prv.pl www.echostar.pl/~snowdog. Enjoy.