W ubiegły weekend krążyłem nieco po Polsce. W małej miejscowości między Łodzią a Strykowem znalazłem bardzo ciekawy wynalazek. Zresztą zdjęcie mówi samo za siebie.
Kategoria: podróże
Przeglądając komentarze do plików pl dla WP, natrafiłem na komentarz z ciekawego miejsca. Konkretnie jest to blog studenta, piszącego ze stażu w Chinach. Przejrzałem kilka postów i trzeba przyznać, że ciekawe. Zawsze chciałem zobaczyć Chiny, teraz tym bardziej chcę…
Ĺnieżycowy Jar
Do Ĺnieżycowego Jaru w porze kwitnięcia śnieżyc próbowałem się wybrać już dawno, ale za każdym razem coś krzyżowało plany. Wszystko wskazywało na to, że i w tym roku nie dane mi będzie zobaczyć to lokalne zjawisko przyrodnicze.

Podróż na Krym
Szykowaliśmy się na ten wyjazd już od dłuższego czasu, Ania i ja oraz zaprzyjaĹşniona parka Gosia i Maciej. Plan powstał dawno, w odpowiedzi na potrzebę 100% luzackiego wypoczynku (od dobrych kilku lat wakacje spędzaliśmy pracując, trenując, startując bądĹş męcząc się w jakiś inny sposób 😉 ). Teraz nastał czas na leniwe zwiedzanie zakrapiane lokalnymi specjałami.
Plany, planami ale i tak szczegóły dopinaliśmy w ostatniej chwili, w pociągu. Wyrocznią dla mnie był Maciej, który był już kilka razy na Ukrainie, z czego raz na Krymie. Wariant dojazdowy wybraliśmy chyba odpowiedni (a na pewno tani), Pierwszy odcinek to pociąg Poznań – Przemyśl (jak się póĹşniej okazało najbardziej męcząca część trasy, większą część spaliśmy pod stołami w Warsie), następnie busik do granicy. Na granicy moje pierwsze spotkanie z Wschodem – stoimy w tłumie „mrówek”, kolejka służy chyba tylko po to żeby można się było gdzieś wepchnąć… Na szczęście pogranicznicy nie byli za bardzo dokładni i przejście minęło całkiem sprawnie (kilkadziesiąt minut). Dalej znów busik, tym razem do Lwowa.
Pierwsze kroki w mieście Lwa skierowaliśmy na dworzec, zająć się biletami na dalszą część podróży. Słyszałem mieszane opinie na temat dostępności miejsc w pociągach Lwów – Symferopol i należało się jak najszybciej przekonać kto miał rację. Niestety prawdziwa okazała się pesymistyczna wersja – najpopularniejsze połączenia były wykupione na wiele dni w przód i pozostało nam tylko połączenie przez Kijów. Ale nie ma tego złego, Kijów też warto zobaczyć. Kupiliśmy tylko w jedną stronę, licząc na więcej szczęścia na Krymie Zakupiliśmy więc co trzeba i ruszyliśmy „na miasto”. Nie będę się za bardzo rozpisywał jak minął nam czas we Lwowie, bo nie ma za bardzo o czym. W ciągu dwóch dni zwiedziliśmy standardowe
Miejsca w pociągu mieliśmy w wagonie „plackartnym” czyli bezprzedziałowym sypialnym z miejscówkami. Niestety sprawdziły się opisy podróży po Ukrainie – niechęć do otwierania okien i świeżego powietrza jest tam powszechna, a nawet jeśli nie to zabite gwoĹşdziami okna nie ułatwiają tej czynności. Dzięki temu mieliśmy gratis saunę. Na szczęście odpowiednia porcja piwa zakupiona w Kijowie pozwoliła nam w miarę wygodnie przetrwać tę drogę (12 godzin).
Kijów, a właściwie ścisłe centrum ze słynnym Majdanem Niezawisłości, zwiedziliśmy w mocno ekspresowym tempie, mając tylko kilka godzin do następnego pociągu. Może jestem nieczuły na artystyczny urok Lwowa, ale za to byłem naprawdę zdumiony „wielkomiejskością” Kijowa. Monumentalne budynki (ze sterczącymi wszędzie klimatyzatorami) i ekskluzywne samochody przypominały mi bardziej Nowy Jork niż dawne radzieckie tereny. Z Kijowa mieliśmy już bezpośredni pociąg do stolicy Republiki Krymu (Krym jest bardzo mocno niezależny od reszty Ukrainy, za to wszędzie widać tam wpływy Rosjan).
Symferopol przywitał nas pochmurną pogoda i jak zwykle kłopotami z biletami. Okazało się, że bilety powrotne (dwa tygodnie wcześniej) są praktycznie nie do dostania. Sytuację uratował znajomy, który zaprowadził nas do „mafijnej” kasy lux gdzie za dodatkową opłata billety się cudownie znalazły. Co prawda jakimś objazdem (przez Dniepropietrowsk) ale zawsze to już coś. Pierwszy krymski dzień spędziliśmy leniuchując u znajomych i słuchając opowieści o okolicach.
Są różne warianty zwiedzania Krymu, ale zasadniczo sprowadzają się do wybrania kierunku zwiedzania wybrzeża – z zachodu na wschód czy na odwrót. My wybraliśmy ta drugą opcję i udaliśmy się do Sudoku. Dość szybko okazało się, że nie był ton najlepszy wybór, zamiast milej plaży i egzotycznych ruin zastaliśmy rosyjski kurort, pełen śmieci i nowobogacki wczasowiczów. Tak więc dzień minął na jedzeniu (to się udało – tak dobrych czeburieków jak w knajpie przy drodze na plażę nie jadłem już potem) i zwiedzaniu genueńskiej twierdzy. Twierdza – trzeba przyznać imponująca, ale zawalona też imponującą ilością śmieci…
W trakcie całego dnia nie zajmowaliśmy się za bardzo kwestią noclegu, licząc że „jakoś to będzie”. Wg naszego przewodnika (wyd. Bezdroża) pod twierdzą było niezłe miejsce do noclegu pod chmurką, więc byliśmy spokojni. Rzeczywistość oczywiście nas nie zawiodła i była zupełnie inna…
Nareszcie nadszedł ten czas… Ruszamy w kolejną podróż. Od zeszłego roku, tzn. od powrotu z Florydy nie ruszaliśmy się nigdzie na dłużej. Tegoroczną wycieczkę planowaliśmy już od kilku miesięcy. Plan tym razem jest typowo turystyczny – ponad dwa tygodnie na poznanie Autonomiczne Republiki Krymskiej plus kilku innych zakątków Ukrainy po drodze. To mój pierwszy wyjazd za wschodnią granicę, szczerze mówiąc nie mogę się już doczekać.
Spróbuję na bieżąco (jak się uda) pisać coś na stronę i uploadować jakieś fotki. Do usłyszenia.
Na razie wszystko układa się nieĹşle. Dzięki pomocy polonii australijskiej, a dokładnie o. Tomasza Bujakowskiego (proboszcz polskiej parafii, a oprócz tego założyciel polonijnego teatru, podróżnik i poszukiwacz przygód), nie musieliśmy martwić się o noclegi i transport w Perth. Oprócz tego stał się nieocenionym Ĺşródlem informacji o miejscu naszych zawodów i okolicy w której się znajdujemy teraz (czyli Perth i okolice). Dzięki wycieczce, którą nam zafundował, powstały dzisiaj dodane fotki. Nie ma ich za wiele, ale są na nich KANGURY, a to najważniejsze :smile:!!
To tyle na teraz, jest środek nocy, a trzeba jeszcze odebrać Piotrka z lotniska… Do usłyszenia.
„CP 1” – Heathrow
No i jakoś odprawiłem ten koszmarny bagaż. Oczywiście bez niespodzianek się nie obyło – zamiast oczekiwanej opłaty za nadbagaż, kazali mi zapłacić 50 euraków za rower (nauczka na przyszłość – zamalować wszystkie napisy na kartonie ze słowem „bike”) i skonfiskowali rolkę taśmy klejącej, tłumacząc to tym, że nie należy wiązać nią pilotów… Ciekawostką jest to, że miałem dwie rolki a zabrali tylko jedną – czyli mogę związać jednego, czy co? Z zemsty podali na pokładzie zapiekankę z serem i grzybami – standard budki ulicznej.
To tyle ciekawostek z Heathrow, ciekawe czy w Singapurze uda mi się połączyć z netem…
No właśnie jak?
Próbuję znaleĹşć odpowiedĹş na to pytanie już od rana. Dzięki wspaniałym przepisom przewozowym linii Qantas mam niemały problem. W klasie economy dozwolona jest JEDNA sztuka bagażu o masie nie przekraczającej 20kg (40 australijskich zielonych za każdy następny kg)!! I jak się zmieścić w tym limicie ze sprzętem rajdowym??
Rzeczy cywilne poszły na pierwszy ogień, nadal o wiele za dużo. Buty na kajak? Będą musiały wystarczyć sandały. Ciuchy, jest ciepło biorę co niezbędne. Jedzenie? I tak większości nie wolno wwozić do Kangurów więc nawet o tym nie myślę. Po raz pierwszy zdałem też sobie sprawę jak ciężki jest mój rower (zawsze wydawało mi się, że jest całkiem lekki), jakby ważył 5kg to rozjaśniłoby to nieco sytuację… Chociaż i tak jest lżejszy niż zwykle bo go wyszorowałem szczotką (swoje „trzy grosze” dołożyły tu przepisy ekologiczne – na sprzęcie sportowym nie może być śladu zanieczyszczeń biologicznych, ziemi, błota o krowich kupach nie wspominając). Mam tylko ogromną nadzieję, że sprzęt wspinaczkowy w bagażu podręcznym nie zostanie uznany za coś niebezpiecznego; w przypływie desperacji rozważam też założenie pianki na siebie (w końcu to tylko 3mm, jak podkręcą klimę to będzie w samolocie w sam raz :mrgreen:). Idę spać zanim zwariuję do reszty, może do rana wpadnie mi do głowy jakiś cudowny przepis na pakowanie…