Rejs był niełatwy, najlepiej to określił Jahoo:
It probably wasn’t the most fun trip we’ve ever had
Ja też już się bawiłem w życiu lepiej… Bujało jak cholera, wiało 20–35 węzłów i kurs oczywiście dokładnie pod wiatr. Do tego zepsuło się światło na maszcie (przy wskaĹşniku kierunku wiatru), padł główny GPS i odkręciła się jedna z górnych want. Tą ostatnią nawet próbowaliśmy naprawić (oczywiście w nocy, po co ułatwiać sobie życie), ale kiedy wisiałem w połowie masztu, a wiatr owinął mnie już trzy razy wokół dolnej wanty, poddałem się. Tak więc reszta podróży upłynęła już bez żagli, za to przy przemiłym pomruku diesla (którego 20 litrów wyciekło nam do kabiny, ale to już drobiazg) i poruszaniu się torem korka od butelki na falach (góra-lewo-prawo-dół-góra-prawo-góra-dół itp.).
Przez prawie 50 godzin zjadłem jedną bułkę, ale za to wypiłem chyba z 5 litrów Isostaru, i dzięki temu jako tako przetrzymałem „chorobę lokomocyjną” (taki tekścik reklamowy na cześć naszego sponsora 🙂 ).
Nie będę się rozpisywał, jak ktoś ma ochotę to całkiem fajny opis tej wycieczki jest na stronie Richarda, podróżnika i pisarza, który wybrał się z nami na swój wymarzony rejs jachtem. Wrażenia z realizacji marzenia przeczytajcie sami na jego blogu (tekst po angielsku).