Wczoraj zakończył się pierwszy dzień rywalizacji Polaków, czyli Kuby i Gosi Sowińskiej na zawodach Fulda Challenge w Kanadzie.
Na zawodników czekały dwie konkurencje: jazda samochodem terenowym (sprawnościówka) oraz budowanie obozu (rozbijanie namiotu) na czas. Ta ostatnia konkurencja, jak dla mnie trochę dziwna, raczej trudno ją obiektywnie ocenić.
Polacy zakończyli ten dzień niestety na ostatnim miejscu, ale miejmy nadzieję, że to tylko zły początek. Znam Kubę i wiem, że to go tylko zmotywuje do lepszego działania. Poza tym już dzisiaj kolejny dzień zmagań o złoto i nowe konkurencje. Tym razem pół maraton (jeśli znów po Alaska Highway to super!) oraz przeprawa po linie nad kanionem. Trzymam kciuki!
Ania
Tag: podróże
Whitehorse
Podróż jak zwykle nie upłynęła bez rozrywek, dzięki awarii komputerów na Okęciu, nasze bagaże wysłane zostały nieistniejącymi lotami, na szczęście sytuacja została naprawiona we Frankfurcie i rzeczy dotarły razem z nami cało do Whitehorse. Pogoda wręcz ciepła, ‑5 do ‑10°C. Sprzęt mamy rozdany, od jutra zaczynamy zabawę – przed nami dzień treningowy (ski-doo, poduszkowce, Rhino cars) oraz pierwsza konkurencja, budowanie obozu :).
Fulda Challenge, nowa trasa
Właśnie otrzymałem maila z trasą tegorocznych zawodów (âcheckpoint’yâ z poszczególnymi konkurencjami). Większość, podobnie jak rok temu, na obszarze Yukon Territory, jednak kawałek zahacza o stan British Columbia. Na pierwszy rzut oka czeka nas sporo mniej kilometrów do przejechania, za to bliskość parku Glacier Bay zapowiada bardziej urozmaicony krajobraz. Mapka poniżej.
Za bardzo nie ma jak, śniegu jak na lekarstwo, lodu do jazdy samochodem też jakoś nie za dużo, temperatury dodatnie. Nawet bieganie do kitu bo ciągle leje…
Tymczasem w Whitehorse pogodnie, ‑11 °C, wilgotność 85% (no to już podobnie jak u nas), wiatr ledwo dostrzegalny.
Nowy Rok 2007
No i wreszcie przyszedł… Jak na razie zapowiada się pozytywnie i oby taki był.
Zaczął się nieĹşle, ostatnie dni starego roku i pierwszy nowego, spędziliśmy włócząc się po Karkonoszach. Starczyło nawet czasu na pstryknięcie paru fotek. Pogoda była świetna (wliczam w to nawet ostatni dzień spędzony na brodzeniu w potokach roztopionego śniegu), udało nam się przedreptać kilka kilometrów więc czas nie został stracony.
Dziękuję bardzo za sms‑y z życzeniami i jednocześnie przepraszam że nie odpisywałem na bieżąco, niestety âkomórkowaâ bateria nie wytrzymała natłoku wydarzeń i padła tuż przed Nowym Rokiem… Dzięki temu przeczytałem to wszystko jakieś półtora dnia póĹşniej.
Ale było minęło, czas wracać do pracy. Najciekawsze jest to, że już jadąc do domu przestawiałem się na myślenie o HTML/CSS/PHP itp. – chyba naprawdę jestem już od tego uzależniony. Skoro już jestem przy temacie komputerowym, zapraszam do obejrzenia mojej âfirmówkiâ po gruntownym remoncie. Będę bardzo wdzięczny za komentarze (pozytywne, negatywne, i w ogóle jakiekolwiek). Ten remont to pierwszy krok, do zrobienia mam jeszcze sporo (firmowy blog, system obsługi klientów itd.) ale cieszę się że udało mi się to ruszyć.
Idę spać, od jutra czas potrenować, zbliża się pracowity okres (i w rajdach i w pracy).
Podróż na Krym
Szykowaliśmy się na ten wyjazd już od dłuższego czasu, Ania i ja oraz zaprzyjaĹşniona parka Gosia i Maciej. Plan powstał dawno, w odpowiedzi na potrzebę 100% luzackiego wypoczynku (od dobrych kilku lat wakacje spędzaliśmy pracując, trenując, startując bądĹş męcząc się w jakiś inny sposób 😉 ). Teraz nastał czas na leniwe zwiedzanie zakrapiane lokalnymi specjałami.
Plany, planami ale i tak szczegóły dopinaliśmy w ostatniej chwili, w pociągu. Wyrocznią dla mnie był Maciej, który był już kilka razy na Ukrainie, z czego raz na Krymie. Wariant dojazdowy wybraliśmy chyba odpowiedni (a na pewno tani), Pierwszy odcinek to pociąg Poznań – Przemyśl (jak się póĹşniej okazało najbardziej męcząca część trasy, większą część spaliśmy pod stołami w Warsie), następnie busik do granicy. Na granicy moje pierwsze spotkanie z Wschodem – stoimy w tłumie „mrówek”, kolejka służy chyba tylko po to żeby można się było gdzieś wepchnąć… Na szczęście pogranicznicy nie byli za bardzo dokładni i przejście minęło całkiem sprawnie (kilkadziesiąt minut). Dalej znów busik, tym razem do Lwowa.
Pierwsze kroki w mieście Lwa skierowaliśmy na dworzec, zająć się biletami na dalszą część podróży. Słyszałem mieszane opinie na temat dostępności miejsc w pociągach Lwów – Symferopol i należało się jak najszybciej przekonać kto miał rację. Niestety prawdziwa okazała się pesymistyczna wersja – najpopularniejsze połączenia były wykupione na wiele dni w przód i pozostało nam tylko połączenie przez Kijów. Ale nie ma tego złego, Kijów też warto zobaczyć. Kupiliśmy tylko w jedną stronę, licząc na więcej szczęścia na Krymie Zakupiliśmy więc co trzeba i ruszyliśmy „na miasto”. Nie będę się za bardzo rozpisywał jak minął nam czas we Lwowie, bo nie ma za bardzo o czym. W ciągu dwóch dni zwiedziliśmy standardowe
Miejsca w pociągu mieliśmy w wagonie „plackartnym” czyli bezprzedziałowym sypialnym z miejscówkami. Niestety sprawdziły się opisy podróży po Ukrainie – niechęć do otwierania okien i świeżego powietrza jest tam powszechna, a nawet jeśli nie to zabite gwoĹşdziami okna nie ułatwiają tej czynności. Dzięki temu mieliśmy gratis saunę. Na szczęście odpowiednia porcja piwa zakupiona w Kijowie pozwoliła nam w miarę wygodnie przetrwać tę drogę (12 godzin).
Kijów, a właściwie ścisłe centrum ze słynnym Majdanem Niezawisłości, zwiedziliśmy w mocno ekspresowym tempie, mając tylko kilka godzin do następnego pociągu. Może jestem nieczuły na artystyczny urok Lwowa, ale za to byłem naprawdę zdumiony „wielkomiejskością” Kijowa. Monumentalne budynki (ze sterczącymi wszędzie klimatyzatorami) i ekskluzywne samochody przypominały mi bardziej Nowy Jork niż dawne radzieckie tereny. Z Kijowa mieliśmy już bezpośredni pociąg do stolicy Republiki Krymu (Krym jest bardzo mocno niezależny od reszty Ukrainy, za to wszędzie widać tam wpływy Rosjan).
Symferopol przywitał nas pochmurną pogoda i jak zwykle kłopotami z biletami. Okazało się, że bilety powrotne (dwa tygodnie wcześniej) są praktycznie nie do dostania. Sytuację uratował znajomy, który zaprowadził nas do „mafijnej” kasy lux gdzie za dodatkową opłata billety się cudownie znalazły. Co prawda jakimś objazdem (przez Dniepropietrowsk) ale zawsze to już coś. Pierwszy krymski dzień spędziliśmy leniuchując u znajomych i słuchając opowieści o okolicach.
Są różne warianty zwiedzania Krymu, ale zasadniczo sprowadzają się do wybrania kierunku zwiedzania wybrzeża – z zachodu na wschód czy na odwrót. My wybraliśmy ta drugą opcję i udaliśmy się do Sudoku. Dość szybko okazało się, że nie był ton najlepszy wybór, zamiast milej plaży i egzotycznych ruin zastaliśmy rosyjski kurort, pełen śmieci i nowobogacki wczasowiczów. Tak więc dzień minął na jedzeniu (to się udało – tak dobrych czeburieków jak w knajpie przy drodze na plażę nie jadłem już potem) i zwiedzaniu genueńskiej twierdzy. Twierdza – trzeba przyznać imponująca, ale zawalona też imponującą ilością śmieci…
W trakcie całego dnia nie zajmowaliśmy się za bardzo kwestią noclegu, licząc że „jakoś to będzie”. Wg naszego przewodnika (wyd. Bezdroża) pod twierdzą było niezłe miejsce do noclegu pod chmurką, więc byliśmy spokojni. Rzeczywistość oczywiście nas nie zawiodła i była zupełnie inna…
Wśród rosnących jak grzyby po deszczu serwisów „łeb-dwa-zero” 😉 pojawiła się pozycja, która naprawdę mnie zaciekawiła. Serwis geoblog.pl to nieĹşle zapowiadające się Ĺşródło podróżniczych opowieści. Miejsce na własny blog, Googlowa mapka z automatycznym zaznaczaniem trasy, własne galerie fotek itp. tworzą bardzo ciekawą propozycje dla wszystkich chcących podzielić się z innymi wrażeniami z podróży bez potrzeby tworzenia własne stronki www. Gdyby nie to, że mam swój własny kąt na opowieści, zostałbym chyba ich stałym gościem.
Nareszcie nadszedł ten czas… Ruszamy w kolejną podróż. Od zeszłego roku, tzn. od powrotu z Florydy nie ruszaliśmy się nigdzie na dłużej. Tegoroczną wycieczkę planowaliśmy już od kilku miesięcy. Plan tym razem jest typowo turystyczny – ponad dwa tygodnie na poznanie Autonomiczne Republiki Krymskiej plus kilku innych zakątków Ukrainy po drodze. To mój pierwszy wyjazd za wschodnią granicę, szczerze mówiąc nie mogę się już doczekać.
Spróbuję na bieżąco (jak się uda) pisać coś na stronę i uploadować jakieś fotki. Do usłyszenia.
X‑Adventure Francja – film
Jak już większość zainteresowanych w temacie się orientuje, zespół SPELEO nie dotarł na start zawodów w Savoie w ostatni weekend. Zamiast tego pospaliśmy sobie na autostradzie (sport ekstremalny…), pod salonem Opla (uroczy parking) i na niemieckim kempingu. Same te wydarzenia nie były szczytem szczęścia, a to że nie zdążyliśmy na start to już był cholerny pech… Na pocieszenie zrobiliśmy chociaż trening w przerwie między niemieckim piwem i kiełbasą.
W każdym razie dzisiaj dobiłem się zupełnie – na stronie x‑adventure znalazłem filmik z tych zawodów. Nie będę sie rozpisywał, zobaczcie go sami i powiedzcie czy to nie był WIELKI PECH? Tak fajne dyscypliny nie zdarzają sie co dzień…
etykieta w Nowym Jorku
Ale perełkę znalazłem – zbiór zasad etycznych dla Nowojorczyków. Niby daleko ale jak się głębiej wczytać to dotyczy wielu dużych miast.