Kategorie
bieganie

Racing the Planet: Atacama Crossing 2019

Cie­ka­we, że o Ata­ca­ma Cros­sing usły­sza­łem pod­czas jego pierw­szej edy­cji, jakoś w jesz­cze w 2004 roku. Mimo star­tów w raj­dach przy­go­do­wych, nie wyda­wa­ło mi się bar­dzo real­ne samo bie­ga­nie 250 km, do tego po pusty­ni. Musia­ło minąć aż 14 lat do cza­su, kie­dy się na to zde­cy­do­wa­łem. Pomysł, co praw­da,  „zatwier­dził” się nie­co wcze­śniej, pod­czas dużo krót­sze­go 3 dnio­we­go bie­gu po Gobi (bez rywa­li­za­cji). Wte­dy real­nie zda­łem sobie spra­wę, że chy­ba jestem goto­wy na poważ­niej­szy start. 

Namib Race 2018 (wte­dy jesz­cze pod mylą­cą nazwą Saha­ra Race) był pierw­szy, głów­nie dla­te­go że to był naj­bliż­szy start w momen­cie podej­mo­wa­nia decy­zji o star­cie w 4 Deserts. Doce­lo­wo jed­nak byłem od począt­ku pewien, że to Ata­ca­ma jest tym jedy­nym, naj­bar­dziej ocze­ki­wa­nym star­tem, cha­rak­te­ry­stycz­na jasz­czur­ka na meda­lu cho­dzi­ła za mną przez te wszyst­kie lata. Nie wiem w sumie dla­cze­go, wie­le miejsc jest pięk­nych, trud­ność w sumie zale­ży od skła­do­wych tre­nin­gu, dystan­su i pręd­ko­ści, a w tej mitycz­nej dla mnie Ata­ca­mie było jed­nak coś wyjątkowego.

Jak praw­dzi­wa Ata­ca­ma prze­ży­ła zde­rze­nie z rze­czy­wi­sto­ścią? W skró­cie – war­to było cze­kać te kil­ka­na­ście lat. Cała magia, któ­rej ocze­ki­wa­łem dzia­ła się napraw­dę… Nie powiem, że było naj­pięk­niej czy naj­trud­niej, ale na pew­no odpo­wied­nio wyjąt­ko­wo. O tej porze roku (wio­sna), nie jest jesz­cze kosz­mar­nie gorą­co, choć już wystar­cza­ja­co żeby spiec na skwar­kę nie­przy­zwy­cza­jo­nych. Za to słyn­na suchość powie­trza („naj­such­sze miej­sce na Zie­mi”) daje się kon­kret­nie odczuć – przez całe dzie­sięć dni poby­tu krew w nosie sta­ła się stan­dar­dem, bie­ga­jąc nie ma jak się spo­cić, wszyst­ko paru­je pra­wie natych­miast. Wyso­kość daje się w pewien spo­sób odczuć, szcze­gól­nie takie­mu miesz­kań­co­wi nizin, jak ja. Niby to tyl­ko 2500–3300 m n.p.m, a jed­nak sytu­acja się kom­pli­ku­je kie­dy połą­czy­my to ze spo­rym wysił­kiem, upa­łem i dość wyma­ga­ją­cą nawierzchnią.

Widok na stro­nę Boli­wij­ską z wul­ka­nu Toco, 5600 m. n.p.m.

Moja akli­ma­ty­za­cja była dość spe­cy­ficz­na, ale też nie mia­lem na nią zbyt wie­le cza­su. Licząc tro­chę na moje zazwy­czaj nie­złe tem­po akli­ma­ty­za­cji, wybra­łem się pierw­sze­go dnia po przy­lo­cie na nie­ak­tyw­ny wul­kan Toco, 5600 m n.p.m. Wej­ście jest o tyle spe­cy­ficz­ne, że punk star­to­wy jest na wys. ok 5000 m, czy­li do szczy­tu „tyl­ko” 600 m w pio­nie. Te kil­ka­set metrów to jed­nak nadal ok 2.5 godzi­ny pod­cho­dze­nia. Tu szcze­gól­nie cie­szę się z tego żół­wie­go tem­pa narzu­co­ne­go przez prze­wod­ni­ka dla całej gru­py (6 osób), bo zna­jąc sie­bie spró­bo­wał­bym tam naprzeć szyb­ciej, a to chy­ba nie skoń­czy­ło­by się za dobrze. Powol­ne wcho­dze­nie oka­za­ło się w koń­co­wej par­tii cał­kiem cięż­kie, od 5400 sta­now­czo zaczą­łem w gło­wie czuć gdzie jestem, a bio­rąc pod uwa­gę pory­wi­sty wiatr i ‑1C, oka­za­ło się to spo­rym wyzwa­niem. Po kil­ku­na­stu minu­tach na wierz­choł­ku i wymar­z­nię­ciu na kość, zaczę­li­śmy zej­ście. O ile pod­czas wej­ścia czu­łem wyso­kość, to na zej­ściu bar­dziej „pły­wa­łem” i mia­łem lek­ki odlot, w sumie cie­ka­wy efekt, ale na pew­no nie­bez­piecz­ny, bo nie mia­łem takiej czuj­no­ści jak nor­mal­nie. W sumie jed­nak było nie­źle i od 5300 znów mogłem nawet sobie pod­bie­gać w dół piar­ży­ska i po ok godzi­nie byłem przy aucie.

Wie­czór jesz­cze przy­niósł ból gło­wy, ale prze­szedł po spa­ce­rze po San Pedro i w sumie było to nie­wiel­ką ceną za połą­cze­nie akli­ma­ty­za­cji i zwie­dze­nia cie­ka­wej gór­ki. Tu pew­na uwa­ga: nie pole­cam takie­go star­tu akli­ma­ty­za­cji niko­mu, kto nie wie jak reagu­je na wyso­kość, to nie jest naj­mą­drzej­szy pomysł. Sam byłem goto­wy się wyco­fać w razie oznak problemów.

Nie­sa­mo­wi­ta rzeź­ba tere­nu, widok ze ścież­ki tury­stycz­nej w pobli­żu ruin Puka­rá de Quitor

Do akli­ma­ty­za­cji doło­ży­łem jesz­cze w kolej­nych dniach tro­chę cho­dze­nia po 2700 (pobli­skie inka­skie ruiny, spa­cer z San Pedro) i 3300 (doli­na kak­tu­sów, tu już trze­ba były doje­chać autem) i pod wzglę­dem wyso­ko­ści czu­łem się w mia­rę goto­wy, po tych kil­ku dniach bieg po oko­li­cach mia­stecz­ka nie był już pro­ble­mem – prze­te­sto­wa­łem to w piąt­ko­wy pora­nek wbie­gnię­ciem na pobli­ski pagó­rek, żeby pofo­to­gra­fo­wać wschód słońca. 

W doli­nie kak­tu­sów zro­bi­łem też krót­ki test susze­nia butów na nogach po bro­dze­niu w poto­ku, pod­czas któ­re­go wyszła jedy­na wada nowych speedcross’ów 5 Salo­mo­na – sta­now­czo nawet w suchej i gorą­cej pogo­dzie Ata­ca­my nie schną na nogach tak szyb­ko, jak bym sobie tego życzył. O ile pod każ­dym innym wzglę­dem, to ide­al­ny pustyn­ny but, to schnię­cie mnie mar­twi­ło, co potwier­dzi­ło się jesz­cze pod­czas same­go star­tu. Dra­ma­tu nie było, ale gdy­by dało się jakoś jesz­cze roz­wią­zać ten pro­blem bez tra­ce­nia „pia­skosz­czel­no­ści” tego buta, to był­bym w nim już zako­cha­ny na zawsze.

Zawartość ple­ca­ka Ata­ca­ma Cros­sing, 7.7 kg

Naj­cie­kaw­sza spra­wa wyszła jed­nak pod­czas piąt­ko­we­go porząd­ko­wa­nia sprzę­tu star­to­we­go. W poprzed­nim roku, w Nami­bii, zapo­mnia­łem zabrać ze sobą cie­płą czap­kę, któ­ra jest w wyka­zie obo­wiąz­ko­we­go wypo­sa­że­nia, przez co musia­łem coś kom­bi­no­wać na miej­scu. Na ten rok się przy­go­to­wa­łem, nie dość że kupi­łem sobie super lek­ką i cie­płą czap­kę Buff’a, to jesz­cze wzią­łem dru­gą, sta­rą, jako zapas na wszel­ki wypa­dek. Tak przy­go­to­wa­ny, nie mar­twi­łem się o bra­ki sprzętowe.

Cie­pła, spor­to­wa, czapka

Pod­czas pako­wa­nia oka­za­ło się jed­nak, że gdzieś stra­ci­łem nie tyle głów­ną czap­kę, co obie. Do teraz nie mam poję­cia jak, bo o ile Buf­fa mia­łem na wul­ka­nie i mogłem zgu­bić gdzieś przy wsiadaniu/wysiadaniu z auta, to zapas leżał cały czas w głów­nej tor­bie. Tym­cza­sem, „wypa­ro­wa­ły” obie. Trzy­krot­ne prze­szu­ka­nie całe­go baga­żu nic nie dało, przez moment roz­wa­ża­łem nawet zło­że­nie na sie­bie same­go dono­su do lokal­nej poli­cji, żeby zała­pać się na solid­ną rewi­zję… Pomy­słu jed­nak nie zre­ali­zo­wa­łem, za to w listę sprzę­tu włą­czy­łem cie­płą weł­nia­ną czap­kę z lamą kupio­ną dla dzie­ci na pamiąt­kę, w sumie nie była dużo cięż­sza od moich tech­nicz­nych zaba­wek, za to oka­za­ła się bar­dzo cie­pła i przy­dat­na pod­czas pierw­szej zim­nej nocy w obo­zie na wys. 3300 m.

Cze­go ocze­ki­wa­łem od tego star­tu? Po 11 miej­scu w Nami­bii mia­łem nie­śmia­łą nadzie­ję na coś podob­ne­go w Ata­ca­mie, ale też liczy­łem się z cięż­ką prze­pra­wą i wal­ką o samo ukoń­cze­nie. Raczej zakła­da­łem, że jestem przy­go­to­wa­ny tak dobrze, jak do Nami­bii – kon­tu­zje męczą­ce mnie od roku na to nie bar­dzo pozwo­li­ły. Tym­cza­sem, odpo­czy­nek i luź­ny tre­ning oka­za­ły się, jak to czę­sto bywa, lep­szy od prze­tre­no­wa­nia, dzię­ki cze­mu uda­ło się skoń­czyć w pierw­szej dzie­siąt­ce, a tego się raczej nie spo­dzie­wa­łem. Trze­ba jed­nak szcze­rze przy­znać, że dzie­li­ły mnie minu­ty od kole­gów na sąsied­nich miej­scach, więc o koń­co­wym wyni­ku decy­do­wa­ły deta­le, ale też tro­chę szczęścia.

Jak wyglą­dał wyścig dzień po dniu? Tu posłu­żę się wia­do­mo­ścia­mi z tra­sy, wysy­ła­ny­mi do żony na bie­żą­co. Odda­ją w mia­rę dobrze i sytu­acje i emo­cje pod­czas każ­de­go etapu.

Poszcze­gól­ne odcin­ki: Etap 1 / Etap 2 / Etap 3 / Etap 4 / Etap 5

Co dalej? Co jakiś czas ktoś mnie pyta czy będę kon­ty­nu­ował cykl 4 Pustyń – na chwi­lę obec­ną nie, ale kto wie, może do tego wró­cę w przy­szło­ści. Na razie cho­dzi mi po gło­wie powrót do Adven­tu­re Racing, może też jakieś inne bie­gi w nie­zwy­kłych miej­scach (dżun­gla kusi…). Naj­bliż­szy plan to na pew­no kil­ku­ty­go­dnio­wa rege­ne­ra­cja i przy­go­to­wa­nie do star­tu w swim­run na Lan­za­ro­te – muszę dopil­no­wać pły­wa­nia, bo o bieg się chwi­lo­wo nie boję, ten tre­ning jed­nak cał­kiem dobrze się wpa­so­wu­je w rege­ne­ra­cję po Atacamie…

Kategorie
bieganie

Co łączy Atacama Crossing z Psychiatrią Dzieci i Młodzieży?

Zanim odpo­wiem na tytu­ło­we pyta­nie, potrze­ba będzie nie­co wprowadzenia.

Pustyn­ne bie­gi zawsze były i są dla mnie czymś wyjąt­ko­wym. Czy to chiń­skie Gobi, afry­kań­ski Namib czy ame­ry­kań­ski Moja­ve, wszę­dzie czu­ję się przez moment (godzi­nę, dzień, tydzień?) jak w innym świe­cie. Słoń­ce, pył i prze­strzeń to jakaś dziw­na kom­bi­na­cja, któ­ra potę­gu­je pro­duk­cję endorfin…

Bieg po pusty­ni Ata­ca­ma cho­dził mi po gło­wie prak­tycz­nie od pierw­sze­go momen­tu, kie­dy ujrza­łem jasz­czur­kę z logo­ty­pu jakieś 15 lat temu, jesz­cze w ostat­nich latach moich star­tów w adven­tu­re racing Wystar­cza­ją­co dłu­go, żeby się wresz­cie za to zabrać. Za 41 dni, jak oko­licz­no­ści pozwo­lą, sta­nę na star­cie kolej­ne­go 250-kilo­me­tro­we­go biegu. 

Ten bieg to jesz­cze wie­le pytań – jak uda mi się zaakli­ma­ty­zo­wać do star­tu na +3000 m, jak bar­dzo uda mi się zejść z wagą ple­ca­ka, czy stra­te­gia bie­gu z Nami­bii zadzia­ła też na Ata­ca­mie? Jak zare­agu­ję na bar­dziej eks­tre­mal­ne tem­pe­ra­tu­ry (Ata­ca­ma ma więk­szą dobo­wą roz­pię­tość tem­pe­ra­tur)? Czy zdro­wie nie odmó­wi mi posłu­szeń­stwa po zeszło­rocz­nych kontuzjach?

Jak to wszyt­ko wpa­so­wać w pra­cę, życie rodzin­ne? Wrze­sień to start szko­ły dzie­cia­ków (pierw­sza kla­sa bliź­nia­ków!), jeden z naj­bar­dziej zwa­rio­wa­nych mie­się­cy w moim zawo­do­wym roku (Meet Magen­to!) i do tego jesz­cze milion innych tema­tów. Jak bar­dzo będę w sta­nie połą­czyć inten­syw­ną pra­cę z przy­go­to­wa­niem do star­tu jest ogrom­ną niewiadomą…

W sumie im bar­dziej o tym myślę, tym wię­cej pytań się poja­wia. Może to jest wła­śnie ta przy­go­da, któ­ra cią­gnie mnie na tę pusty­nię? Gdy­by tych pytań nie było, czy był­by sens jechać tam „tyl­ko” po rywalizację? 

Pyta­nia jed­nak są, czy­li jest też spo­re wyzwa­nie i emo­cje dla kibi­ców. Mimo tego, że to już dru­ga „star­to­wa” pusty­nia, nadal celem głów­nym będzie dotrzeć w cało­ści i zdro­wiu do mety, a celem uzu­peł­nia­ją­cym zro­bić to na tyle szyb­ko, żeby się za dużo nie męczyć i wię­cej odpo­czy­wać 🙂 W zeszłym roku, stra­te­gia kon­se­kwent­ne­go „prze­trwa­nia” oka­za­ła się nad wyraz sku­tecz­na, zlą­do­wa­łem na mecie jako 11 zawodnik…

Poprzed­ni start pomógł uzbie­rać tro­chę pie­nię­dzy na Sto­wa­rzy­sze­nie na Rzecz Osób z Auty­zmem Pro Futu­ro w pro­jek­cie 4deserts4autism, więc w tym roku chciał­bym jesz­cze lepiej wyko­rzy­stać Wasze zain­te­re­so­wa­ni i pro­jek­tem Ata­ca­ma prze­bić poprzed­nią akcję!

Wasze wspar­cie men­tal­ne nie tyl­ko pomo­że mi dotrzeć do mety, ale przede wszyst­kim finan­so­wo może­my roz­wią­zać kil­ka pro­ble­mów Sto­wa­rzy­sze­nia na Rzecz Wspie­ra­nia Psy­chia­trii Dzie­ci i Mło­dzie­ży Vis-a-Vis oraz oczy­wi­ście zwięk­szyć świa­do­mość spo­łecz­ną problemu.

Pro­blem tym­cza­sem jest napraw­dę spory.

Pol­ska psy­chia­tria dzie­ci i mło­dzie­ży jest ogrom­nie nie­do­fi­nan­so­wa­na, pra­cow­ni­cy szpi­ta­li muszą wal­czyć o każ­dy grosz w celu zapew­nie­nia sen­sow­nych warun­ków dla mło­dych pacjen­tów, brak odpo­wied­niej pro­fi­lak­ty­ki i świa­do­mo­ści spo­łecz­nej. Mówi o tym rzecz­nik praw dziecka:

Mamy zapaść w psy­chia­trii dzie­ci i mło­dzie­ży – sytu­acja wyma­ga nie tyl­ko dzia­łań dłu­go­fa­lo­wych i na przy­szłość, ale dzia­łań natych­mia­sto­wych, na tu i teraz (brpd.gov.pl/aktualnosc…),

piszą też media:

Brak sen­sow­ne­go sys­te­mu, prze­peł­nio­ne oddzia­ły szpi­tal­ne, brak per­so­ne­lu. Psy­chia­tria dzie­ci i mło­dzie­ży od lat nie może wydo­być się z kry­zy­su. Mło­dzi pacjen­ci i ich rodzi­ce są w dra­ma­tycz­nym poło­że­niu. (polityka.pl/tygodnikpo…),

z powo­du bra­ku leka­rzy cza­so­wo zamy­ka­my oddział dzie­cię­cy w Józe­fo­wie – przy­zna­je Michał Stel­mań­ski, pre­zes Mazo­wiec­kie­go Cen­trum Neu­rop­sy­chia­trii, pod któ­re pod­le­ga szpi­tal w Józe­fo­wie. Funk­cjo­nu­je tam jesz­cze oddział mło­dzie­żo­wy. Nie wia­do­mo, jak dłu­go, gdyż tak­że jest prze­peł­nio­ny i nie­licz­ny per­so­nel pra­cu­je w skraj­nie trud­nych warun­kach. (dziennik.pl/amp/587171…)

Pod­su­mo­wu­jąc: celem zbiór­ki Pro­jekt Ata­ca­ma jest wspar­cie Sto­wa­rzy­sze­nia na Rzecz Wspie­ra­nia Psy­chia­trii Dzie­ci i Mło­dzie­ży Vis-a-Vis (facebook.com/pg/UMP.Poz…, KRS 0000693807), któ­re­go misją jest popra­wa warun­ków lecze­nia dzie­ci oraz mło­dzie­ży z zabu­rze­nia­mi oraz cho­ro­ba­mi psy­chicz­ny­mi, zgod­ne­go z naj­wyż­szy­mi stan­dar­da­mi, poprzez wspie­ra­nie Kli­ni­ki Psy­chia­trii Dzie­ci i Mło­dzie­ży UM w Pozna­niu.

Zbiór­ka tym razem będzie popro­wa­dzo­na w ser­wi­sie Pomagam.pl, sam Face­bo­ok o ile dzia­łał był łatwy w usta­wie­niu i tani (nie pobie­ra pro­wi­zji od wpłat), to miał spo­ro ogra­ni­czeń. Liczę, że nowy spo­sób będzie jesz­cze wygod­niej­szy i pozwo­li dotrzeć do o wie­le więk­szej licz­by osób. Zbiór­ka i wię­cej infor­ma­cji o niej, są dostęp­ne pod adre­sem https://pomagam.pl/vis-a-vis/ , dołączajcie!

Kategorie
bieganie

4 Deserts: Namib Race 2018

Mój pierw­szy eta­po­wy bieg to była wiel­ka nie­wia­do­ma. Z jed­nej stro­ny wie­lo­let­nie doświad­cze­nie z naj­lep­szy­mi w Adven­tu­re Racing, z dru­giej zupeł­nie nowy dla mnie for­mat i 7 dni same­go bie­gu, mara­ton po mara­to­nie. Niby za bar­dzo się nie przej­mo­wa­łem, ale nut­ka nie­pew­no­ści gdzieś tam się plątała.

Biegnę gdzieś po pustyni
Fot. Michał Gawron

Wyszło nad­spo­dzie­wa­nie dobrze. Liczy­łem na pozy­cję gdzieś w poło­wie staw­ki, tym­cza­sem skoń­czy­łem na 11 miej­scu, z jed­nym eta­pem ukoń­czo­nym nawet na 9. Do tego naj­waż­niej­sze – zadzia­łał pra­wie każ­dy ele­ment pla­nu, od jedze­nia, przez sprzęt aż w koń­cu po roz­kład sił (co praw­da tu z pew­ną mody­fi­ka­cją pla­nu dzię­ki kole­dze z Hong Kongu).

Co cie­ka­we, nie­któ­re z moich roz­wią­zań były nowe i inspi­ru­ją­ce nawet dla bar­dziej doświad­czo­nych bie­ga­czy pustyn­nych eta­pó­wek, więc w naj­bliż­szych dniach spró­bu­ję to nie­co sze­rzej opi­sać, może ktoś sko­rzy­sta w przy­szło­ści z moich prze­te­sto­wa­nych rozwiązań.

zawartość plecaka na kontroli sprzętu
Zawar­tość ple­ca­ka pod­czas kon­tro­li sprzętu

Ple­cak nie nale­żał do naj­lżej­szych (9.8 kg), ale też mia­łem kil­ka dodat­ko­wych ele­men­tów, z któ­rych w przy­szło­ści mogę zre­zy­gno­wać, pew­nie obe­tnę na tym nawet jakieś 1–2 kg, głow­nie na jedze­niu ale też tro­chę na rzeczach.

Bar­dzo dobrze spraw­dzi­ła się dla mnie cał­kiem nowa stra­te­gia bie­gu 2–8, dwie minu­ty szyb­kie­go cho­du, osiem minut bie­gu. Nie jest to na pew­no meto­da na wygra­nie zawo­dów, ale za to świet­ny spo­sób na to, żeby koń­czyć każ­dy dzień na nie­złym miej­scu ze spo­rym zapa­sem sił. Taki roz­kład ma też inną zale­tę – pomógł mi dbać o regu­lar­ne nawad­nia­nie i jedze­nie. Robi­łem to tyl­ko (zawsze) w tych dwu­mi­nu­to­wych prze­rwach „ser­wi­so­wych”, dzię­ki cze­mu mogłem to robić odpo­wied­nio czę­sto i na spo­koj­nie. Jak wspo­mnia­łem wcze­śniej, nie do koń­ca była to moja zapla­no­wa­na tak­ty­ka, jed­nak po tym jak na pierw­szym eta­pie wyprze­dził mnie kole­ga David z HK wła­śnie w ten spo­sób, zde­cy­do­wa­łem się to wypró­bo­wać dru­gie­go dnia i w cią­gu kolej­nych dni dopa­so­wać bar­dziej pod sie­bie. Spraw­dzi­ło się świetnie.

Stra­te­gia ma oczy­wi­ście zasto­so­wa­nie  na bar­dziej pla­ska­tym tere­nie, jak zaczy­na­ją się bar­dzo stro­me podej­ścia, wyma­ga mody­fi­ka­cji. Życie poka­za­ło, że mody­fi­ka­cje rów­nież były­by przy­dat­ne w pie­kar­ni­ku 🙂 Pod­czas dłu­gie­go, 80km, eta­pu mimo oszczę­dza­nia sił prze­grza­łem się kon­kret­nie i potrze­bo­wa­łem pra­wie dwóch godzin, żeby z tego prze­grza­nia wyjść.

Nami­bij­ska tra­sa to więk­szo­ści dość twar­dy, zbi­ty piach i żwir z mniej licz­ny­mi atrak­cja­mi typu syp­ki pach (pla­ża i wydmy) czy bie­ga­nie w „nutel­li” (sol­ne wil­got­ne pola), było to z resz­tą widać po cza­sach naj­lep­szych w oko­li­cach 3:30 na mara­ton. Pusty­nia to pusty­nia, więc życia za wie­le tam nie było, jed­nak foki na wybrze­żu i wie­czor­ne wizy­ty sza­ka­li i hien uroz­ma­ica­ły nam ją dość moc­no. Była pew­na, acz­kol­wiek nie­wiel­ka, szan­sa spo­tka­nie wiel­kich afry­kań­skich kotów (lwy, lam­par­ty, gepar­dy), krót­ko mówiąc jest to świat psów i kotów :).

wieczorne rozmowy przy ognisku
Fot. Michał Gawron

Cykl 4 Deserts to świet­na orga­ni­za­cja, dość kame­ral­na atmos­fe­ra, pięk­ne tere­ny i nie­sa­mo­wi­ci ludzie. For­mat  i spo­sób orga­ni­za­cji bie­gu jesz­cze wzmac­nia­ją kli­mat do nawią­zy­wa­nia cie­ka­wych kon­tak­tów. Codzien­nie poza kil­ko­ma godzi­na­mi bie­gu, resz­ta cza­su to drob­ne napra­wy sprzę­tu i wła­snej oso­by oraz roz­mo­wy z zawod­ni­ka­mi z całe­go świa­ta. Dla samych tych godzin przy ogniu i opo­wie­ści z naj­dal­szych zakąt­ków świa­ta war­to tam być. Brak zasię­gu komó­rek (co za tym idzie rów­nież inter­ne­tu) to rów­nież dość nie­zły tygo­dnio­wy wypo­czy­nek dla gło­wy. Z kolei na tra­sie, dzię­ki względ­nie małej ilo­ści uczest­ni­ków, moż­na przez dłu­gi czas być sam na sam z pustynią.

Ogrom­nie się cie­szę z suk­ce­su cha­ry­ta­tyw­nej stro­ny moje­go star­tu. Pro­jekt 4deserts4autism zebrał ponad 9600 zł (czy­li nawet ponad zakła­da­ne 8000) i dał mi moty­wa­cję do moc­niej­szej pra­cy niż zwy­kle. Miło było też widzieć jak wie­le innych osób wyko­rzy­stu­je ten cykl do wspie­ra­nia potrze­bu­ją­cych. Wie­lu z nas będzie bie­gać tak, czy ina­czej, wyda­wać mniej­sze lub więk­sze pie­nią­dze na swo­je hob­by, a połą­cze­nie tego z pomo­cą i moty­wa­cją do pomo­cy, to chy­ba dobra kom­bi­na­cja. War­ty uwa­gi jest na pew­no pro­jekt inne­go pol­skie­go zawod­ni­ka, Mar­ka Ryb­ca, któ­ry pod­czas pró­by zdo­by­cia pustyn­ne­go szle­ma (4 pustyn­ne star­ty w jed­nym roku) ma ambit­ny cel zebra­nia 100 tyś zł na wspar­cie jed­ne­go z war­szaw­skich hospi­cjów. Trzy­mam kciu­ki za jego plan i zachę­cam Was do wsparcia.

Nami­bia to było moje trze­cie spo­tka­nie z pustyn­nym bie­ga­niem (po dwu­krot­nej wizy­cie na Gobi) i wiem na pew­no, że nie ostat­nie. Wstęp­nie szy­ku­ję się na edy­cję Ata­ca­ma, ale dopie­ro w 2019 roku, star­ty w eta­pów­kach tego rodza­ju to przede wszyst­kim obcią­że­nie cza­so­wo-finan­so­we i sta­now­czo muszę to mądrze roz­ło­żyć w pla­nach. W mię­dzy­cza­sie może uda mi się zapla­no­wać coś w innych rejo­nach świa­ta, parę pomy­słów już mi cho­dzi po gło­wie. Na razie jed­nak prze­sta­wiam się w tryb wod­no-lądo­wy swim­run.

Pol­scy zawod­ni­cy na mecie: Marek Rybiec, Michał Gaw­ron, Kuba Zwolinski