Na 3‑dniowym szkoleniu WW byliśmy (Wieszczyk i ja oraz Ania do towarzystwa) już ponad 2 tygodnie temu, ale jak zwykle nie miałem czasu o tym napisać. A warto.
3 dni indywidualnego szkolenia w szkole kajakarstwa górskiego Retendo udało się bardzo dobrze. Trafiliśmy na wyjątkowo wysoką wodę (powodzianie w w Białce raczej się z tego powodu nie cieszyli) i mieliśmy okazję potrenować w fajnych warunkach.
Chłopaki z Retendo traktowali nas trochę z dystansem i w pierwszy dzień wysłali na zalew żeby zobaczyć czy nie potopimy się przy pierwszym wejściu do wody, na szczęście okazało się że tak źle nie jest i na drugą część dnia popłynęliśmy już Dunajcem. Płynąłem już kilka razy tą rzeką, ale muszę przyznać, że tym razem naprawdę budziła respekt. Bura, powodziowa woda rwała do przodu w 3 razy szerszym korycie niż zwykle, co jakiś czas spiętrzając się w prawie morskie fale.
Drugi i trzeci dzień spędziliśmy na torze, szlifując do znudzenia technikę. Prze przyjazdem obiecywałem sobie spędzić cały dzień na wodzie, jednak nadrabianie siłą braków techniki wyczerpywało zapasy już po paru godzinach. Całe doświadczenie i km wypływane na plaskatej wodzie nie na wiele się zdały… Co któreś ćwiczenie kończyło się wywrotką, czasem postawioną z powrotem, a czasem kabinowaną.
Czasu było mało, ale łyknęliśmy sporo wartościowych rad i mamy spory zapas ćwiczeń na najbliższy czas (już na jeziorze). Trochę szkoda, że do gór mamy tak daleko, bo warto by było poćwiczyć częściej na bystrej wodzie. Niestety nie można mieć wszystkiego i najbliższy techniczny trening kajakowy raczej odbędzie się gdzieś na morzu (muszę się w końcu nauczyć stawiać Seayaka eskimoską)…
ps. bez strat oczywiście się nie obyło, tym razem co prawda to nie ja, a Wieszczyk przyszorował po wywrotce gębą po dnie co zakończyło się 3 szwami, pękniętym zębem, lekkim wstrząsem i jak to określił lekarz skręceniem kręgosłupa. Jak powszechnie wiadomo – sport to zdrowie.