Było mało morsko ale za to blisko domu.
Było mało morsko ale za to blisko domu.
Jak w tytule. Zafundowałem sobie „adventure run”. Zapakowałem plecak i ruszyłem na podbój opisywanej wcześniej ścieżki. Tym razem nie zapomniałem aparatu, co widać w galerii.
Trasa mimo powtórki nie była nudna, tym razem dociągnąłem do dwóch godzin i wyeksplorowałem całkiem niezły kawałek kamienisty plaż (czasem aż nadto kamienistych, bardziej był to już „coastering” niż bieg). Zapomniałem też dodać, że cały dzień NIE PADAŁO, żeby to nadrobić wpakowałem się po drodze w jakiś paskudny szlam… Było dobrze 😉
Zainspirowany opisami treningów na PK4, postanowiłem napisać jak to wygląda na Wyspie Wight, gdzie chwilowo jestem.
Kolejny film, tym razem z treningu. Prędkość wiatru 25 węzłów, deszcz jak zwykle obecny
Po dwóch tygodniach szlifowania, szorowania, skręcania i tym podobnych czynności, wypłynęliśmy dziś na treningowy rejs. Pogoda dopisała – deszcz zacinał jak diabli, wiatr ok 20 węzłów. Ale nareszcie to jest to! Podczas kilku godzin pokręciliśmy się po okolicach Cowes i przećwiczyliśmy podstawowe manewry.
Długi weekend przyszło mi spędzać w Poznaniu, co jednak nie znaczy, że był całkowicie nieudany. Razem z Anią przytrenowaliśmy ostro, nawet udało się pstryknąć parę nowych fotek do galerii po drodze. Rolki, bieganie i rower – teraz by trzeba gdzieś wreszcie wystartować. Z tym tylko może być nieco gorzej, biorąc pod uwagę moją pracę na „Better Than…” planowaną w te wakacje. Zobaczymy.
Tylko dwa dni zostały do rozpoczęcia Fulda Arctic Challenge. Na razie nie stresuję się tym zbytnio, zbyt wiele czasu zabiera mi udział w SEO Championship. Powoli jednak trzeba o tym poważnie pomyśleć.
Wbrew pozorom nie będzie o klubach nocnych w Poznaniu…
Wczoraj, czyli właśnie w piątkowy wieczór, w Poznaniu odbyły sie całkiem fajne zawody AR. Zawsze do imprez organizowanych przez harcerzy podchodziłem z dystansem (a raczej obchodziłem z daleka) tym razem dałem się namówić na start i było warto.
Ostatni trening rowerowy zakończyłby się nadspodziewanie szybko – już po ok 500 metrach. Jadę sobie spokojnie, a tu nagle: koło zablokowane, ostre hamowanie i „strzał” dętki. Szczerze mówiąc jeszcze mi się coś takiego nie zdarzyło. Zamiast się rozpisywać poniżej fotka. A tymczasem wielkie dzięki dla Sebo za użyczenie roweru…
ps. ciekawe jakbym wyglądał gdyby się to stało na jakimś zjeĹşdzie przy kilkudziesięciu km/h… a może to wcale nie jest takie ciekawe… 😕