Jak w tytule. Zafundowałem sobie „adventure run”. Zapakowałem plecak i ruszyłem na podbój opisywanej wcześniej ścieżki. Tym razem nie zapomniałem aparatu, co widać w galerii.
Trasa mimo powtórki nie była nudna, tym razem dociągnąłem do dwóch godzin i wyeksplorowałem całkiem niezły kawałek kamienisty plaż (czasem aż nadto kamienistych, bardziej był to już „coastering” niż bieg). Zapomniałem też dodać, że cały dzień NIE PADAŁO, żeby to nadrobić wpakowałem się po drodze w jakiś paskudny szlam… Było dobrze 😉